Oczami Wiktorii:
Weszliśmy do środka.
-Przepraszam. - zwrócił się Gregor do pani w bladoróżowym
fartuchu. Potrzebujemy pomocy. Gdzie mogę znaleźć jakiegoś lekarza, bo mi się
tutaj koleżanka zaraz wykrwawi?
-Musi pan iść na izbę przyjęć. - niechętnie odparła młoda
pielęgniarka. Po czym uniosła głowę. Na jej twarzy malowało się zdziwienie. -
Ale pan nie musi... yhm... to znaczy.... eee... ja panu... ojeju... zaprowadzę
zaraz pana do lekarza! Panie z panem? - zwróciła się do nas.
-Tak, jak już
wcześniej mówił mój kolega, to moja przyjaciółka się wykrwawia.
-To zaprowadzi nas pani do tego lekarza? - Grzesiek posłał
jej swój uśmiech numer 8.
-Tak tak. Już, proszę za mną.
Kobieta była cała w skowronkach. Proszę, ile jeden uśmiech
odpowiedniej osoby daje radości...
Szliśmy długim korytarzem gdzie przy ścianach siedzieli
pacjenci. Dziewczyna z ręką w gipsie, chłopczyk ze złamaną nogą, staruszek pod
kroplówką, kobieta na wózku inwalidzkim, kilkuletnia dziewczynka płacząca w
ramionach swojego taty. Zrobiło mi się cholernie smutno. Miałam tak od małego.
Gdy tylko poczułam się wobec czegoś bezradna, czegoś co jest wielkie, co jest
na całym świecie, to płakałam. Wiem, jestem mazgaj. Dostawałam doła. „Muszę
wytrzymać." - myślałam tylko."Nie płacz, nie rób z siebie mazgaja
przy facecie swoich marzeń." Niestety łza popłynęła po moim policzku.
-Hej, co ci jest? - Dominika już od kilku chwil mi się
przyglądała. Wiedziała, że zaraz się całkowicie rozkleję. Przytuliła mnie.
Rozryczałam się jak bóbr. Szlochałam czując jak wielka gula w moim gardle
ustępuje.
-Nie płacz. Przecież nic nie możesz zrobić.
-Wiem, ale wkurza mnie to, że nie mogę im pomóc.
-Co się jej stało? - mój idol stanął koło nas.
-Płacze nad swoją bezradnością wobec zła panującego na
świecie...
„Bo jestem głupia.” przemknęło mi przez myśl.
Siatkarz tylko uśmiechnął się pod nosem. Łzy mi się chyba
skończyły. Ogarnęłam się szybko wydmuchałam nos w chusteczkę, którą dała mi
przyjaciółka.
-Ałaaaaa...- Dominika popatrzyła na mnie wielkimi oczami.-
Głowę mi rozwala od środka.- wyjaśniłam i zamknęłam oczy.
-Domiiiii... weź mnie poprowadź, bo to światło jest coraz
bardziej jaskrawe. -przyjaciółka wzięła mnie pod rękę i poprowadziła do
gabinetu.
Grzesiu szedł za nami, a prowadziła nas pielęgniarka.
Weszłyśmy do gabinetu. Siatkarz został za drzwiami.
Otworzyłam już oczy. Biało-żółty pokój. Po prawej kozetka. Po lewej na ścianie
jakieś zdjęcia i obrazki ilustrujące ludzkie ciało. Na wprost okno. Tyłem do
okna siedział lekarz za biurkiem. Podeszłam chcąc się przedstawić lekarzowi.
-Dzień dobry, nazywam się Wiktoria Jakubiak.
Z perspektywy Dominiki:
Kiedy w końcu dotarliśmy do szpitala Grzesiek podszedł do
recepcjonistki, która wpisywała coś do komputera.
-Przepraszam, czy mogłaby pani zaprowadzić nas do jakiegoś
lekarza?
-A skierowanie pan ma?
-Nie, ale koleżanka rozwaliła głowę i się tu wykrwawi jeśli
ktoś nie zatamuje krwi.
I wtedy recepcjonista popatrzała się na Grześka.
-Oczywiście, już, tak. Proszę za mną.
-Cóż za nagła zmiana… - stwierdziłam.
-To się nazywa urok osobisty. - powiedziała moja
przyjaciółka.
Wiki zaczęła płakać.
-Dziewczyno przestań no! Jest dobrze.
-Czemu ona płacze? - spytał Kosa cicho.
-Z bezsilności.
Zaraz potem weszłyśmy do gabinetu. Grzesiek został na
korytarzu.
-Witam co się stało? - spytał lekarz
-Koleżanka rozwaliła łuk brwiowy. Dość długo krwawi i traci
przytomność co jakiś czas.
Lekarz przeszedł koło parawanu i go przewrócił na nas.
Wiktoria z przerażenia krzyknęła. I wtedy wpadł Grzesiek.
-Co się stało? - spytał
-Albo lekarz jest debilem albo potrzebuje wizyty u ortopedy.
- stwierdziłam - Wiki ty znowu krwawisz.
I znowu zemdlała. Podpięli ją do jakiegoś urządzenia i
leżała na sali. Po chwili spytałam się Grześka czy nie chce kawy.
-Jak idziesz to chcę.
-Jaką?
-Czarną.
-Zaraz wracam.
„Prędko do domu nie wrócimy” pomyślałam
Jak to widział Konstantin:
Siedzieliśmy tam z Zatim i Woickim. I wtedy znowu ją
zobaczyłem. Szła do automatu z kawą.
-Ty to nie jest czasem ta laska z hali? Ta do której robiłeś
te słodkie oczka? - spytał najmniejszy.
-Mam ochotę na kawę! - powiedziałem i już mnie nie było.
-To ona. - stwierdzili zgodnie.
Kiedy tak szedłem i zastanawiałem się jak zagadać, o
niedolo, wpadłem na nią (dobrze, że nie miała w ręce gorącej kawy).
Upadła.
-Idiota. - szepnęła.
-Co jak co, ale to nie należało do miłych komentarzy. -
powiedziałem lekko urażony.
-Nie było również miłe to jak na mnie wpadłeś przewracając
mnie. - odpowiedziała.
-Podaj rękę.
Nie protestowała. Otrzepała spodnie i spojrzała na mnie.
-My już chyba dziś rozmawialiśmy tak? - uśmiechnęła się.
-Bez wątpienia. Przepraszam, że na ciebie wpadłem.
-Przepraszam, że nazwałam cię idiotą.
-Nic się nie stało. Przyzwyczaiłem się. - zaśmiała się -
Nazywasz się....Dominika, tak? Konstantin jestem. Kłaniam się. -podałem rękę.
Znowu zaczęła się śmiać „Punkt dla mnie” pomyślałem.
-Co ci się stało w rękę? - spytała gdy ujrzała bandaż.
-Najprawdopodobniej o coś zahaczyłem tylko, że mam amnezję i
nie wiem o co.
-Za dużo o mnie myślisz. - zaczęła się śmiać.
-Jesteś tak ładna, że nie da się o tobie nie myśleć.
Zaczerwieniła się. Nie wiedziałem co powiedzieć.
-A ty co tu robisz? - spytałem w końcu.
-Koleżanka...Yhmm... Dość długa historia.
-Mam czas.
-Zaniosę tylko kawę Grześkowi i możemy pogadać-odpowiedziała
-Kosokowi?
-No tak.
-Co on tu robi? - zapytałem.
-To część historii. Jak ci teraz powiem to reszty się wtedy
domyślisz i nici z naszej rozmowy. A z chęcią z tobą pogadam. - powiedziała z
,,łobuzerskim'' uśmiechem.
-No to leć. Czekam.
Kiedy Dominika poszła zanieść kawę do sali w której leżała
jej koleżanka podeszli do mnie chłopcy.
-I co zaprosiłeś ją na randkę? - zapytał Zati z drwiącym
uśmiechem.
-Nie, ale jeśli się odczepisz to to zrobię...
-Daj mu spokój Paweł. Chłopak się zakochał. Zrozum. - powiedział
Woicki klepiąc mnie po plecach.
-Zabawni jesteście! Dziękuje za wsparcie... - wysyczałem.
-Uspokój się no... My cię przecież wspieramy i chcemy
twojego szczęścia. - uspokajał mnie libero. Śmiejąc się ze mnie oczywiście.
-O hej. - powiedział Woicki. - Ty jesteś pewnie Dominika. Paweł
jestem.
-Miło mi. - powiedziała z uśmiechem
Boże od kiedy ona tu stoi?
-A mnie pewnie znasz. - powiedział Zati dumnie wypinając
pierś.
Ona chyba uznała że miło będzie się z nim podrażnić.
-Nie kojarzę. Na jakiej pozycji grasz?
-Libero. -powiedział lekko zbity z tropu.
My z Pawłem śmialiśmy się nie wierząc, że dał się nabrać.
-Nie no wiem. Zatorski
jesteś.
Zati widząc, że nie umiem opanować śmiechu powiedział:
-Zanim tu przyszłaś nasz kochany Cupković stwierdził że
jeśli dam mu spokój to zaprosi cię na randkę.
Nie wierzyłem własnym uszom. Czemu on to powiedział ?
-Na ciebie już chyba czas? Nie sądzisz? - powiedziałem do
Zatiego.
-No właśnie! Jedziemy do hotelu. Przyjedziesz taksówką co? -
wykrzyknął Woicki. Chyba czytał mi w myślach. Bardzo chciałem, żeby sobie
poszli.
-Jasne . - odpowiedziałem.
-Miło było cię poznać. Mam nadzieje że się jeszcze spotkamy.
- powiedział libero.
-Też mam taką nadzieje. -odpowiedziała z uśmiechem.
Kiedy poszli odezwałem się.
-Może gdzieś usiądziemy? - zaproponowałem.
-Nie widzę tu miejsca. -odpowiedziała.
-Widziałem tu mini kawiarnię. Idziemy?
-Jasne.
Zamówiliśmy po kawie.
-No to jak z tą historią? - zapytałem.
-Mogę cię trochę zanudzić. Więc postaram się to skrócić. Ale
jak będziesz tak mi się przyglądał to się nic nie dowiesz. - zagroziła.
-No dobra, dobra. Zaczynaj.
Mówiła chyba z 10 min. Nie było to nudne wręcz odwrotnie
bardzo ciekawe.
-No to tak to wygląda w wielkim skrócie. - powiedziała z
uśmiechem.
-No dobra jak już tak gadasz to powiedz mi coś o sobie.
-Ok ale potem ty.
-Okey.
-No to tak. Nazywam się Dominika Czul. Studiuje psychologię
sportową i mieszkam w Katowicach. Ymmm...Trenowałam piłkę ręczną lecz przestałam
ze względu na przeprowadzkę do Katowic. Obecnie trenuje siatkówkę. Jestem
przyjmującą. Nie lubię sukienek i pustych lalek. Uwielbiam fotografię i
wszelkiego rodzaju gry. I jeszcze kibicuję SKRZE. - powiedziała pokazując na
koszulkę. - Aha i mam 23 lata. Teraz twoja kolej.
-Jak się nazywam to wiesz. Mam 25 lat. Na jakiej pozycji i w
jakim klubie też wiesz. Nie lubię dziewczyn, które chodzą w szpilkach, pustych
lalek, rozdawania autografów. Mam słabość do dziewczyn w trampkach i siatkarek.
Jeszcze coś?
-Nie chyba wszystko. A ty?
-Kiedy wracasz do Katowic? - zapytałem prosto z mostu.
-Zależy. - powiedziała rozkładając ręce.
-Od? - zapytałem krótko.
-Od tego kiedy Wiktoria będzie mogła wyjść. Nie zostawię jej
tu samej. Coś jeszcze?
-Chcę poznać twój
numer telefonu. Ty już masz mój. - uśmiechnąłem się.
-Tak mam. No, ale nie wiem...
-A jak poproszę? - słodka minka, którą zrobiłem chyba
zadziałała.
-Jak przyjedziesz na jakiś mój mecz to ci dam.
-Obiecuję że przyjadę.
Jest! Podała mi ten numer.
Perspektywa Grześka:
Domi znów zaczęła gadać z Wiktorią, jednocześnie się przy
tym śmiejąc. Szczerze mówiąc nie słyszałem ani słowa z rozmowy dziewczyn.
Cały czas wzrok uciekał mi we wsteczne lusterko, w którym
mogłem się jej przyglądać nie wzbudzając podejrzeń. Dojechaliśmy na miejsce po
kilku minutach. Weszliśmy do wielkiego budynku. Podszedłem do recepcjonistki i
poprosiłem, żeby nas zaprowadziła do jakiegoś lekarza. Na początku nie była
entuzjastycznie do nastawiona, ale kiedy zobaczyła, że przed nią stoję ja
zaczęła skakać wokół nas.
-Oczywiście, już, tak. Proszę za mną...
Szliśmy długim korytarzem. Wzdłuż ścian na krzesełkach
siedzieli pacjenci. Po chwili Wiktoria się rozpłakała. Nie wiedziałem dlaczego.
Wydawała się taka silna. Ale to tylko przykrywka. Nie wiedziałem co mam zrobić.
Dominika ją przytulała, a ja stałem jak przygłup. Szatynka wyjaśniła, że Wiki
płacze z bezsilności. Po tym jak się na mnie wydarła pod halą nigdy nie
powiedziałbym, że jest taka wrażliwa. Ogarnęła się szybko i weszła z Dominiką do
gabinetu. Stałem tak chwilę. Rozmyślałem o wszystkim, a szczególnie o Wiktorii.
Wiktoria. Zwycięstwo. Jaki zbieg okoliczności. A może przeznaczenie? Moja
drużyna odniosła zwycięstwo. Ja dostałem statuetkę MVP. Wygrałem mecz i
poznałem Wiktorię. Z rozmyślań wyrwał mnie ogromny hałas wydobywający się z
gabinetu. Bez namysłu wpadłem tam.
-Co się tu dzieje?- spytałem gdy zobaczyłem Dominikę
przytrzymującą Wiki, lekarza siedzącego na ziemi i przewrócony parawan.
-Albo lekarz jest debilem albo potrzebuje wizyty u ortopedy.
- rzuciła Domi. Wiktoria znowu zemdlała. Zawołałem innego lekarza. Przyszedł z
dwoma pielęgniarzami (nigdy nie widziałem faceta w tym fachu), którzy ułożyli
nieprzytomną na szpitalnym łóżku (takim z kółkami).
-Zawieźcie ją do 238. - zwrócił się do 2 pielęgniarzy.
-Państwo mogą iść pod tą salę.
Ruszyliśmy z Dominką pod wskazana drzwi. Usiadłem na jednym
z krzesełek znajdujących się na tym korytarzu. Szatynka zdecydowała się na
kawę. Poprosiłem, żeby przyniosła mi czarną. Kofeina musiała postawić mnie na
nogi. Spojrzałem na zegarek. kilkanaście minut po 21. Byłem zmęczony po meczu.
Po jakimś czasie z sali wyszedł lekarz i powiedział, że mogę wejść, ale
dziewczyna jest nieprzytomna. Wszedłem i usiadłem na skrzypiącym krzesełku przy
łóżku Wiktorii. Wpatrywałem się tak w nią i sam nie wiem kiedy zasnąłem.
-Grzegorz. - usłyszałem.
-Już idę. - odpowiedziałem nie do końca obudzony.
-Grzegorz. Ja chcę tylko żebyś głowę podniósł. - to
Wiktoria. Obudziłem się natychmiast. Powiedziałem, że pójdę po lekarza, ale ona
pytała o Dominikę. Powiedziałem co wiedziałem i wyleciałem z sali. Akurat
zauważyłem i tego gościa co opatrywał Wiki.
-Dziewczyna, której zszywał pan ranę ocknęła się.
Bez słowa ruszył w stronę 238. Porozmawiał z poszkodowaną i
wyszedł.
-Przepraszam. - czułem się winny. Ciemnoblondynka była
zdziwiona.
-Olać to. - uśmiechnęła się.
-Nie mogę cię olać, bo...-przerwało mi wejście Dominiki.
Podała mi kawę, postanowiłem ją wypić ma korytarzu. Nie chciałem kontynuować
przy szatynce, bo ledwo udało mi się zacząć to mówić samej Wiktorii. Napisałem
sms Achremowi: " Ma lekkie wstrząśnienie mózgu. Jutro wyjdzie.".
Odpowiedź przyszła bardzo szybko. "A nie mówiliśmy panikarzu? Trzymaj się,
jakby co to pisz.". Nagle przypomniałem sobie, że Dominika nie ma gdzie
spać. Wszedłem do sali i zaproponowałem jej pomoc w znalezieniu tutaj jakiegoś
łóżka.
-Nie trzeba. sama sobie poradzę. - i wyszła z sali. Gęstą
atmosferę dało się wyczuć na kilometr. Chyba się pokłóciły. Usiadłem przy
łóżku. Zauważyłem, że śpi, więc zacząłem szeptać to co chciałem powiedzieć
wcześniej.
Powiedziałem wszystko co mi leżało ma sercu. Dobra, przemowa
gotowa. Teraz zostaje druga część planu. Znacznie trudniejsza. Mianowicie
powiedzieć Wiki to samo prosto w twarz patrząc w te wielkie oczy. Uśmiechnąłem
się, bo przypomniała mi się Dżoana i jej "Twoje oczy są
hipnotajzing.".
--------------------------------------------------------------------------------
Oddajemy kolejny rozdział : )
Olimpiada mnie czeka w przyszłym tygodniu i jestem przerażona... :o
Olimpiada mnie czeka w przyszłym tygodniu i jestem przerażona... :o
A poza tym mamy koniec semstru, więc chyba rozumiecie ;D
Dziękujemy za wszystkie komentarze i już ponad 2500 wyświetleń : >
Pozdrawiamy wszystkich czytelników i czytelniczki : ]
Nie no wow.. Jestem pod wrażeniem ! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne to jest, czekam na koleiny rozdział
+zapraszam do siebie :)
Dziękujemy :D
UsuńNa pewno wpadnę :)
Bardzo podoba mi się pomysł przedstawienia historii z róznych perspektyw :) Przeczytałam od prologu do teraz i planuję czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńwww.inspirato.blog.onet.pl
Cieszymy się bardzo, że komuś nasze wypociny się podobają ;D
UsuńMam nadzieję, że dalej będziesz zadowolona :)
Wpadnę na pewno.
Zapraszam na czwarty rozdział!
OdpowiedzUsuńdzisiejszej-nocy.blogspot.com
Tak dokładnie przedstawienie z różnych perspektyw jesti idealne..;] Jak i cały blog :PP
OdpowiedzUsuńDziękujemy, baaardzo nas to cieszy :D
Usuń