czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział III, "Cierpię na syndrom ciężkiej dupy, sama nie potrafię wstać"


- Jeszcze raz takie coś, a przysięgam, że cię zabiję! - wysyczała do mnie wściekłym szeptem Dominika.
- Nie chcę umierać młodo, o losie mój ty zły, daj żyć mi długo! - powiedziałam i teatralnie plasnęłam nadgarstkiem w czoło jak to robią te kobiety w teatrach.
- Jeszcze raz taki odpał i los twój będzie gorszy. - straszyła mnie Dominika
- W takim razie jeszcze dzisiaj zginę.
Na moje stwierdzenia Domi zrobiła facepalma i przejechała dłonią po twarzy szepcząc „Z kim ja się zadaję?”
- Z krejzolką - Mariolką - odpowiedziałam jej ironicznie. Od pewnego czasu nie potrafiłam być poważna. No trudno, takie życie.
- Ty to umiesz pocieszyć człowieka.
- Och wiem, nie praw mi komplementów, bo się zarumienię.
- Ciekawe co to byli za dwaj faceci… - zmieniała temat Domi.
- Pewnie Cupko z Kosą, zauroczyły ich moje krzyki.
- Pewnie rozbawiła ich twoja kłótnia z ochroniarzem.
- W końcu na coś się przydałam.
- Jeśli poznałabym cię dopiero teraz, nie uwierzyłabym, że kiedyś byłaś cicha, spokojna i miałaś kompleksy - stwierdziła Dominika.
- Czas leci, a ludzie się zmieniają…
Przed rozpoczęciem się meczu poszłyśmy jeszcze do toalety gdzie czekała nas niemała kolejka. Szepnęłam Dominice, że zaraz się ich pozbędę. Nie bardzo wierzyła w to co mówię, a jej wzrok mówił „Udowodnij.”
Wyminęłam dziewczyny stojące w kolejce, że niby nie chcę do toalety tylko ręce umyć.
- O  mój Boże, ale mi niedobrze. Po co ja jadłam przed podróżą tą kapustę i zapiłam ją jogurtem. - krzyknęłam i plasnęłam dłonią w usta, że niby ledwo się powstrzymuję. Wszystkie panie z piskiem opuściły toaletę. Zostałyśmy tylko ja, Dominika i jakaś pani, która zaczęła się śmiać. Pogratulowała mi dobrego sposobu i także opuściła toaletę.
- Ty to jednak jesteś idiotka. - śmiała się Domi.
- A dlaczego się ze mną zadajesz?
Do głównej części hali weszłyśmy 15 minut przed rozpoczęciem się meczu. Kilkoro siatkarzy już się rozgrzewało. Zatorski bawił się z synem. Zauważyłam Nowakowskiego, który pauzował z powodu kontuzji pleców. „Dobrze, że Kosokowi nic nie jest.” - przebiegło mi przez myśl. Dominika wyjęła swój aparat i zaczęła robić zdjęcia. Uwielbiała to odkąd pamiętam. Jedyne czego nie lubiłam to gdy robiła mi zdjęcia. Nienawidzę gdy ktoś robi mi zdjęcia. Ona o tym wiedziała i czasami robiła mi na złość cykając fotki.
Mecz się rozpoczął.

Oczami Dominiki

Chłopcy ze SKRY jak zwykle grali świetnie mimo że przegrywali 13:7. Podziwiałam jak zwykle grę Konstantina. On jest taki słodki. Nie wiedziałam, że z czasem poznam go bliżej niż ktokolwiek inny. SKRA niestety przegrała . Poszłam po autografy.
-Spotkamy się przed wyjściem za około 30 min okey ? - zapytałam Wiktorii
-Jasne. Mam nadzieję, że zdążę w tym czasie zdobyć autograf Kosoka -odpowiedziała.
-Trzymam za ciebie kciuki.
Poszłam. Oczywiście najpierw do Konstantina. Kiedy podeszłam do niego na odległość kilku metrów nasze oczy się spotkały. O Boże co to było za uczucie. Nie potrafiliśmy oderwać od siebie wzroku. Obudziła nas dopiero jakaś mała dziewczynka.

Oczami Wiktorii

-Spotkamy się przed wyjściem za około 30 min okey ?-zapytała mnie Dominika
-Jasne .Mam nadzieje że zdążę w tym czasie zdobyć autograf Kosoka -odpowiedziałam.
-Trzymam za ciebie kciuki.
Próbowałam wyminąć wszystkie hotki. Niestety. Jedna dziewczyna (nie mówię, że normalna) na 50 napalonych fanek (liczyłam szybko, mogłam się pomylić) to pewna przegrana. Gdy zobaczyłam jak Bartman dostaje wielkie serce z napisami typu „Kocham Cię!”, „Wyjdziesz za mnie?” poddałam się. Zdobyłam autograf Igły i poprosiłam go, aby pozdrowił Grześka Kosoka. Obiecał, że to zrobi. Poszłam pod główne wejście, gdzie nie było w ogóle ludzi, za to stał autokar Resovii co mnie zdziwiło. Wszyscy ludzie pojechali do domów  albo poszli na tyły hali po autografy.
Stałam tyłem do wejścia i czekałam na Dominikę. Ignaczak pomachał mi z autokaru. Odmachałam mu. Nagle ktoś na mnie wpadł. Był to ktoś wielki (mała to ja też nie jestem czyli to musiał być wielkolud) i mnie przewrócił. W pierwszej chwili nie kontaktowałam i wydarłam się.
-Jak łazisz baranie?!
- No nie wiem czy jestem baranem. - stwierdził mężczyzna - Właściwie to Grzesiek jestem. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę. Odgarnęłam włosy z oczu i podałam gościowi rękę. Pomógł mi wstać.
- Dzięki, że mi pomogłeś wstać. Cierpię na syndrom ciężkiej dupy, sama nie potrafię wstać i… - i w tym momencie zobaczyłam kim on jest.
- AAAAaAAAA!!! - zaczęłam piszczeć. - O mój Boże, o mój Boże! Walnij mnie piorunem, bo nie wierzę! - Przede mną stał Grzesiek Kosok. Żywe 206 cm. O mało co a z tych emocji znowu siedziałbym na ziemi. Kosa złapał mnie i przytrzymał.
-Znowu chcesz siedzieć na ziemi? Tak ci na niej dobrze? -  spytał mnie ze swoim uśmiechem numer 31.
-Nie-e nie ja-a-aa… - normalnie system mi się zwiesił. Zwykle gadałam jak opętana, a gdy stał przed mną on… Po prostu nie mogłam znaleźć słów. Spaliłam buraka.
- Może zacznijmy jeszcze raz? Mam na imię Grzesiek, a ty? - spytał uśmiechając się.
- Wiktoria miło mi. - popatrzyłam mu głęboko w oczy… Te brązowe słodkie oczka… O Boże. Zaczynam myśleć jak hotka. Chciałam z miejsca uderzyć się w twarz, ale doszłam do wniosku, że głupio by to wyglądało, a już wystarczająco się wygłupiłam.
- Czekaj tu zaraz wrócę. - ostatnie słowa powiedział w biegu, a ja zauważyłam krew na stopniu, na który upadłam. W tym momencie poczułam przeszywający ból w okolicach lewej brwi. Dotknęłam tego miejsce i spojrzałam na palce. „O mój Boże ja krwawię” pomyślałam i zemdlałam.
------------------------------------

Oddajemy 3 rozdział :)
Jak obiecałam trochę dłuższy od 2.
Bardzo prosimy o komentarze, to motywuje! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz