niedziela, 3 marca 2013

Rozdział XIII, "Zboki, zboki, zboki everywhere!"


OCZAMI WIKTORII:
Obudziłam się, a raczej obudził mnie niezidentyfikowany śmiech. Właściwie to nawet mnie nie obudził, tylko Przez niego wstałam i poszłam po sok po drodze opieprzając Ignaczaka i Kosoka. Kiedy przyczłapałam z powrotem do sypialni ocknęłam się całkowicie i prawie zaplułam się sokiem. Uświadomiłam sobie kogo okrzyczałam i gdzie jestem. Cholera, jestem idiotką.  Uświadomiłam to sobie nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni. Wyjrzałam niepewnie z pokoju, a potem usiadłam z Grześkiem i go przeprosiłam. Po krótkiej rozmowie oznajmił, że Igła chciał żebym na ich trening przyszła.
-Ale po co? - zapytałam zdziwiona. Widział mnie dwa razy w życiu i na ich trening mam iść?
-Mówił, że cała drużyna chcę cię poznać.
-Mnie? Jesteś pewny?
-Tak powiedział. - oznajmił spokojnie.
-Skoro tak... No dobra. - sama siebie zaskoczyłam. Czemu się zgodziłam? Kurde, wpadłam w niezłe bagno. Kowal mnie zabije, a przed tym w obroty wezmą mnie Resoviacy. Żegnaj świecie. Poprosiłam Gregora o ręcznik, a on mi go podał. Wskoczyłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wyszłam z pomieszczenia, do którego na chwilę wszedł siatkarz. Wzięłam telefon do ręki i napisałam Dominice sms, że wrócę późno. Pewnie pomyślała, że się oboje tutaj 'gimnastykujemy'. Ona tylko o jednym myśli. Zboczeniec jeden. Z rozmyślań wyrwał mnie Kosok wychodzący z łazienki.
-Idziemy? - zapytał porywając torbę, a ją tylko pokiwałam głową. Szliśmy w ciszy za rękę. W mojej głowie panował chaos. Cholera, a co jeśli walnę orła albo palnę coś głupiego? Może lepiej tam nie iść? Po co ją się zgadzałam? Czemu jestem taka zestresowana? Przecież to tylko ludzie... Którzy mają przewagę liczebną. Taki stres to ją miałam jak występowałam w jakimś przedstawieniu i wszyscy patrzeli na mnie. I znalazłam powód. Będę w centrum uwagi, nienawidzę tego. Byliśmy już pod samą halą. Jak uciekać to teraz póki jeszcze nikt nie mnie nie widział.
-Grzesiu... - zatrzymaliśmy się. - Może ją wrócę to bez sensu. - zaczęłam szukać jakiejś wymówki.
-Igła już na pewno wszystkim powiedział, że będziesz. - spojrzał mi w oczy.
-Ale może powiesz, że się źle poczułam. Ją tam nie chcę.
-Boisz się? - uśmiechnął sie . Tak! Panicznie się boję! Chcę uciekać! Czemu ją tu jeszcze w ogóle stoję? A wiem. Przez dwieście sześć centymetrów z czekoladowymi oczami. - Naprawdę nie ma czego. Nie zjedzą cię żywcem, najpierw zagadają cię na śmierć, a potem ugotują i pokroją. - zaśmiał się.
-To żeś mnie pocieszył.
-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać i...
-Oooo, gołąbeczki! Co wy tak tu stoicie? Zaraz będzie padać, mówię wam wchodźcie do środka! - wykrzyknął Grzyb wchodząc na halę. Kurrrde, mój plan ucieczki spalił na panewce.
-Wejdziesz tam sama, czy zaciągnąć cię siłą?
-Wejdę sama. - spokojnie Jakubiak, wdech, wydech, wdech, wydech, tylko spokój może cię uratować. Weszliśmy do budynku, Grzegorz zostawił mnie przed szatnią i kazał na siebie poczekać. Zniknął za drzwiami, mogę uciec! Ale to będzie chamskie z moje strony, ale muszę uciec. Cholera! Uciec, czy nie uciec, oto jest pytanie. Z moich wewnętrznych walk wyrwał mnie Ignaczak.
-Wiktoria, tak? Krzysiek jestem. - uśmiechnął się szeroko, a ją ścisnęłam jego rękę.- Możesz też mówić Igła, ale nie mów staruch, bo się obrażę. Mam zadanie bojowe, żeby omamić Kowala. Obiecałem, że go wezmę na siebie, więc idziem! -skierowaliśmy się w stronę boiska.
-Krzysiek. - zaczęłam niepewnie. Jestem na 'ty' z najlepszym libero na świecie! Spełnienie marzeń! A ją się jeszcze na niego darłam. - Chciałam cię przeprosić, że opieprzyłam cię wtedy po Super Pucharze i dzisiaj rano.
-Nic się nie stało, rozumiem. Też bym się wkurzył jakby na mnie taki słoń jak Kosa wpadł, on by sobie nic nie zrobił, ale ją byłbym połamany! I po karierze wielkiego sportowca. A Igiełka, w sensie Iwonka, też mnie rano opieprza, wy kobiety to chyba macie to opieprzanie we krwi! Ale już się przyzwyczaiłem. - co jak co, ale gadane to on ma.
-Czyli reasumując "oj tam oj tam"? -zapytałam czując się trochę luźniej.
-Nie mów oj tam, oj tam, bo za każdym razem gdy to mówisz ginie jeden jednorożec! - pokiwał palcem po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Wiedziałam, że Ignaczak jest sympatyczny, ale dopiero teraz przekonałam się jak bardzo. Jednak kiedy weszliśmy do głównej części hali znów się trochę zestresowałam.
-Dzień dobry trenerze. - zasalutował libero.
-Cześć Igła, przedstawisz mi swoją koleżankę? - zapytał Kowal lustrując mnie wzrokiem. Miał minę typu 'kojarzę cię, ale  nie wiem skąd'.
-Oczywiście, to jest Wiktoria, narzeczona Grześka!
-Żadna narzeczona. - spaliłam buraka.
-Jeszcze nie. - zaśmiał się Krzysiek. - Ale już niedługo...
-Andrzej Kowal. - wyciągnął do mnie rękę.
-Wiktoria Jakubiak. - uścisnęłam ją.
-Jak on cię tu sprowadził? - zapytał trener Sovii wskazując palcem na rozgrzewającego się już Ignaczaka. Nie wiem, kiedy od nas odszedł.
-Wpadł rano i namieszał Grześkowi w głowie. - uśmiechnęłam się. Kowal tylko pokiwał głową. Zawodnicy zaczęli się już zbierać, więc mężczyzna przeprosił mnie i poszedł do nich. Usiadłam sobie na trybunach. Tak tu pusto... Przyglądałam się Resoviakom, którzy mieli rozgrzewkę. Kosok cały czas zerkał w moją stronę, a ją posyłałam mu uśmiechy. Nagle obok mnie znalazł się brodaty facet z termosem w ręce. Cholera, skąd ją go znam?
-My się chyba nie znamy. Jacek Rusin. - jestem skończoną debilką, jak mogłam go nie poznać? Uścisnęłam jego dłoń przedstawiając się.
-Co robisz w życiu? - wyjechał z pytaniem, mimo że znaliśmy się od kilku minut.
-Nie mam zbyt ciekawego życia.- próbowałam go zbyć.
-Wszystko jest na swój sposób ciekawe, więc?
-Eeee... w styczniu kończę ostatni semestr fizjoterapii i muszę szukać pracy. - szybko uległam. Ja! Jakubiak, szybko uległam! Tego jeszcze nie grali!
-Fizjoterapia mówisz, jakbyś chciała to się tutaj zgłoś. - zaskoczyła mnie jego propozycja, cholera, moje oczy były wielkości pięciozłotówek.
-Eeee, ale ją... eee... mieszkam w Katowicach i... - zaczęłam jąkać.
-Według mnie przeprowadzka do Rzeszowa to kwestia czasu. On nie może się na ciebie napatrzeć. - kiwnął głową w kierunku Gregora. Spaliłam buraka po raz kolejny dzisiejszego dnia, sądzę że nie ostatni. Jakieś mam dziwne przeczucie, że Igła z czymś wypali. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć Rusinowi, najbardziej taktowny wydał mi się uśmiech i ucieczka gdzie pieprz rośnie. Zrobiłam to pierwsze, to drugie sobie odpuściłam. Wlepiłam wzrok w graczy, którzy wykonywali zagrywki. Po każdym udanym serwie Kosa spoglądał na mnie tymi swoimi czekoladowymi paczałkami, a ja się do niego uśmiechałam.
-Dobra chłopaki zagrajcie sobie jeszcze tylko dobierzcie się jakoś sami. - oznajmił Kowal. Chłopcy szybko podzielili się na dwie grupy.
-Ale ją mam ale! - wykrzyknął Ignaczak gdy już mieli zacząć grę.
-Ale to są w przedszkolu. - oznajmił mu Dobrowolski na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ja mam inne ale. Ją chcę sędziego! Na ostatnim treningu oszukiwali!
-Kto ci tu teraz przyjdzie? Czekaj, zadzwonię po jakiegoś, przyleci prywatnym odrzutowcem. - odpowiedział Perła i znów przeszła salwa śmiechu.
-Nie musimy daleko szukać! Wiktoria tu jest! - zaśmiał się i spojrzał na mnie. Najpierw zrobiłam się blada, potem niebieska, zielona, później czerwona i znowu blada. Wbiłam w libero przerażone spojrzenie, a on dalej się śmiał. Wszyscy na mnie patrzeli, przeniosłam wzrok na Grześka, a on tylko wzruszył ramionami.
-Idź. - rzekł Rusin klepiąc mnie po ramieniu. - Teraz już się nie wykręcisz.
Widząc mój wzrok, który w dalszym ciągu wołał: „Ratunku!” Jacek zaczął się śmiać. Kowal spojrzał na mnie i zaprosił ręką. Wszyscy przeciwko mnie! Co mam zrobić? Mogłam uciekać, gdy nikt nie zwracał na mnie uwagi... Wstałam i zeszłam z trybun kierując się w stronę, czułam jak wszyscy na mnie patrzą, uch, jak ja tego nie lubię. Wlazłam na stanowisko sędziego umieszczone na jednym końcu siatki.
-Teraz to ja mam ‘ale’. - zawołał Buszek, który był w drużynie z Schopsem, Wosiem, Grzybem, Perłą, Tichackiem i Lotmanem.
-Jakie? - z tego miejsca byłam trochę odważniejsza, byłam wyżej niż te wszystkie giganty. Racja, też byłam wysoka, ale nie aż tak. Nawpierdzielali się w dzieciństwie odpadów z Czarnobyla, jak to Możdżon powiedział, to teraz jest...
-Bo nie będziesz odgwizdywać ich błędów! - udawał focha.
-A dlaczego miałabym tego nie robić?
-Bo tam jest Kosok. - oznajmił spokojnie, a wszyscy znowu wybuchnęli śmiechem. Grzesiek strzelił facepalma i spojrzał na mnie.
-Teraz jestem tu na górze i nie znam żadnego z was, wszyscy jesteście mi jednakowo obojętni. - zaśmiałam się.
-Obiecujesz? - dopytał mnie Perłowski.
-Obiecuję. - podniosłam dwa palce do góry jak harcerz.
Chłopcy zaczęli grać, chyba sędziowałam sprawiedliwie, bo nie zgłaszali żadnych protestów. Był jeden protest Grzesia jak mu powiedziałam, że siatki dotknął. Ale dotknął, więc musiałam 'odgwizdać'.
-Dobra, na razie macie wolne, ale dzisiaj o 17:30 was tu widzę. Będzie krótki trening, a potem godzinę przed meczem macie być. Możecie iść do szatni. - powiedział Kowal, gdy zawodnicy skończyli już rozciąganie, a ją siedziałam sobie znowu koło Jacka.
-Trenerze! Bo ją bym chciał jeszcze oficjalną prezentację zrobić! - co ten Ignaczak znowu wymyślił? I jeszcze patrzy na mnie z tym swoim uśmiechem. O cholera, mam złe przeczucia. Znów.
-Jaką prezentację? - dopytywał Grzyb.
-Bo wy jej wszyscy nie znacie do końca! - kurrwde wiedziałam, że znowu coś wymyśli. Oj grabisz sobie Igła, grabisz. Jeszcze się z tobą policzę.
-Krzysiu daruj sobie, to bez sensu. Przecież wszyscy wiemy jak ma na imię. - rzekł Dobrowolski. Chyba go wyściskam jak wyjdziemy z hali.
-Ale ja wiem więcej! - w tej krótkiej drodze do Kowala przed treningiem udało mu się dużo ze mnie wyciągnąć.- I mam zamiar wam to powiedzieć! A poza tym to ona was do końca nie zna!- podszedł do mnie i pociągnął za rękę. Byłam taka zdrętwiała, że z łatwością zaciągnął mnie na parkiet. Usiadł i poklepał miejsce obok siebie, no cóż, też usiadłam. Rozejrzałam się za Kowalem, poszedł w cholerę, nie ma go, kiedy chcę żeby mi pomógł! Rusin się śmieje popijając tą swoją herbatkę z termosika, Grzesiek udaje, że nic się nie dzieje, zagraniczni siatkarze zrobili sobie kółko dyskusyjne, Perłowski z Buszkiem podziwiają sufit, Maciek z Wojtkiem coś zawzięcie tłumaczą Wosiowi, Achrem rozciąga się z Piterem, Ignaczak siedzi obok mnie, a Bartman cały czas mi się przyglądać. Cyrk na kółkach! A jutro grają mecz ze Skrą! Masakra tasakiem obrotowym...
-Oni widzę nie są chętni to ją ci przedstawię... - i tak dowiedziałam się, że ulubiona pasta Łukasza to owocowa, Dobrowolski lubi sok z czerwonej porzeczki, Grzyb wozi ze sobą wszędzie maskotkę swojego dziecka, jak mówi 'na szczęście', Achrem ma uczulenie na agrestową galaretkę, Lotman posiada swoje szczęśliwe skarpetki, Rafał nie jada makaronu, a Zbysław robi dziennie dwadzieścia pompek.
-Teraz powiedz mi coś o sobie. - uśmiechnął się Krzysiek.
-Hmm... Jak się nazywam to wiesz, że trenuję i studiuję to wiesz... Co mam ci powiedzieć? - zapytałam.
-Gdzie chcesz pracować?
-W dobrym klubie, może nawet reprezentacji.
-Pogadam z Anastasim. - zaśmiał się.
-Na pewno go przekonasz. - dołączyłam do niego.
-Mój urok osobisty i żel pomogą. - oświadczył pewny siebie.
-Żel? - spojrzałam na niego spod uniesionej brwi.
-Andrea lubi mój żel. Następne pytanie. Masz rodzeństwo?
-Siostrę.
-Ile ma lat? - nagle obok nas znaleźli się Kosok, Bartman i Nowakowski.
-Zbysiu, za młoda... Dopiero w trzeciej liceum. Poza tym zajęta. - odpowiedziałam.
-Jakby co to dzwoń. - ZB9 był nieugięty.
-Zadzownię jak będzie chciała przeprowadzić z tobą wywiad. Na dziennikarkę się uczy i podejrzewam, że raczej nią będzie, bo ma gadane jak Igła. - wszyscy się zaśmialiśmy.
-Ale to ja też jestem chętny bardzo.- upomniał się Piter.
-Dobrze, z tobą też się skontaktuję.
-A czym się interesujesz poza siatkówką? - zapytał libero.
-Słucham muzyki, czytam i chodzę na zajęcia. Czasem internet mnie pochłania.
-A jakiej muzyki słuchasz? - do przesłuchania dołączył się Zbysław.
-Nickelback, Linkin Park, Bon Jovi, czasem Jackson. - wymieniłam wszystko.
-Grzesiu, ją widzę tobie się trafiła dziewczyna idealna. Długie nogi, wysoka, szczupła długie włosy, wielkie brązowe oczy, w dodatku uwielbia siatkówkę, dobrą muzy... - atakujący nie dokończył, bo Piotrek zdzielił go pogłowie. Mruknął coś do niego, a Zibi przewrócił oczami.
-Zbysiu, póki tu siedzę to sobie daruj. - poprosiłam go. Druga sprawa chyba już zostanie tym Zbysiem u mnie. Znów ogarnęłam wzrokiem całą salę. W sumie nie zmieniło się nic oprócz tego, że Łukasz z Rafałem przerzucili się na grę w łapki, a Olieg rozciągał się samotnie. To chyba jedyny normalnie myślący tutaj, wiadomo dlaczego kapitan. Moje obserwacje przerwał wchodzący trener.
-Cholera, no co wy robicie? Nie dość, że muszę jakieś papiery wypełniać to wy jeszcze olewacie trening. Za karę robicie wszyscy dwadzieścia kółek, pompek i... dobra tyle wystarczy. - zarządził. Wszyscy jęknęli i zaczęli wykonywać ćwiczenia. Podniosłam dupę z parkietu i podeszłam do Kowala, który przywołał mnie ręką. Pewnie chcę mnie opieprzyć, że odciągam ich od treningu.
-Przepraszam, nie chciałam ich demoralizować i...
-Nie przejmuj się, to nie twoja wina. Oni tacy są, jak ostatnio nie było mnie chwilę to zaczęli tańczyć i śpiewać. - uśmiechnął się, ją zrobiłam to samo. - Mam ci tylko coś do przekazania. - podał mi kopertę. Zdziwiona wyciągnęłam z niej karnet na wszystkie mecze Resovii.
-Jezus Maria! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zaczęłam go ściskać, a wszyscy zawodnicy, którzy biegali się nam przyglądają.-Dziękuję panu! To jest naprawdę, ją nie wiem co mam powiedzieć!
-Wystarczy, że się cieszysz. A druga rzecz podziękuj Kosie, bo to on mnie o to poprosił.-Spojrzałam na Grześka i szeroko się uśmiechnęłam.
-Dziękuję jeszcze raz! -zobaczyłam, że Resoviacy zbierali się do szatni, Gregora już nie było. Chyba się nie obraził? - Do widzenia. - pożegnałam się z Kowalem i poszłam pod szatnię, z której dochodziły krzyki, śmiechy i buczenie. Oni są chyba niewyżyci. Stałam tak jeszcze chwilkę, po czym wyleciał Igła.
-Papapapa! I przyjdź na mecz! - zaśmiał się.
-Zastanowię się. - pokiwałam mu, kiedy zniknął za rogiem. Stałam sobie przy ścianie. "Feel like a ninja." przebiegło mi przez myśl. Gdy Kosok wyszedł z szatni rzuciłam się na niego z podziękowaniami. Tak dokładnie to przyczaiłam się przy ścianie, a później wskoczyłam mu na plecy. Tak wiem, jestem porypana, ale już za późno na leczenie. Później przedstawiłam mu moją wizję ekologicznego przedstawienia w ich wykonaniu. Uznałam, że idealnie nadawałby się na Bukę, nie wiem czemu, ale tak. Powiedział, że przecież Muminki bały się Buki, ale żem ja Muminek nie jest to co mam się bać? Właśnie przez te stworki zeszliśmy na temat naszych strachów. Wyciągnął ze mnie czego się boję.
-A ty? - teraz jego kolej.
-Jednej rzeczy. - odpowiedział po chwili namysłu.
-Jakiej? Powieeedz. - przeciągnęłam 'e'.
-Takiego jednego dużego, ważnego dla mnie czegoś. A właściwie straty tego czegoś. - weszliśmy do mieszkania.
-Czekaj, zgadnę! Duże i ważne... Co lubisz robić oprócz siatkówki?
-Odpoczywać. - uśmiechnął się.
-Łóżko! - wykrzyknęłam jak jakiś stary Grek, który coś odkrył.
-Czy to jest niemoralna propozycja? - poruszył brwiami.
-Nie, Kosok ciołku! Ta ważna rzecz, którą boisz się stracić! Duże i ważne jest łóżko! Druga sprawa, ja nie wiedziałam, że ty, taki spokojny, poukładany... No może na boisku co innego... Ale ty też o jednym myślisz! I ja mam być normalna? Ty zboczony, Dominika zboczona, Ala zboczona, Natalia zboczona... Zboki! Zboki everywhere!
-Zapomniałaś o Bartmanie.
-A ten to w ogóle mentor zboczeństwa. - słowotwórstwo mi się włączyło. Nic tylko neologizmy. A do domu trzeba wrócić. Nie mogę Grześka wykorzystywać, bo to prawie osiem godzin jazdy dla niego w te i wewte. A już piętnasta.
-Ooo, Gregor. Odwieź mnie na dworzec.
-Ale po co? - walnął się na kanapie.
-Muszę do Katowic dojechać, przecież się nie teleportuję. - po raz kolejny przewróciłam oczami. Myślałam, że nikt nie może być głupszy ode mnie. Najwidoczniej się myliłam.
-Przecież cię zawiozę. - objął mnie ramieniem, gdy usiadłam obok niego.
-Yyy...nie? Jutro masz mecz ze Skrzatami! Przeciwnik z najwyższej półki! Masz być wyspany, najedzony, zrelaksowany i naładowany pozytywną energią. - wyliczałam na palcach. Co za człowiek, tłumaczyć wszystko jak dziecku trzeba.
-I tak cię zawiozę.
-Na dworzec.
-Do domu.
-Yyyy... nie?
-Yyyy... tak? - zaczął się ze mną przekomarzać.
-Yyyy... lubisz chleb? - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Jak chleb, to tylko z nutellą.
-Nutella to mój bóg. No może po siatkówce, a za nią jest Dominika, a potem jeszcze rodzice i Natalia... Hmm.. w sumie nie wiem co jeszcze. - zrobiłam minę starożytnego filozofa. Droczyliśmy się tak chwilę, po czym odwiózł mnie na ten dworzec. Chyba z pół godziny odmawiałam odwózki do Katowic. W samochodzie małej walce dostałam... jego koszulkę meczową! Rzuciłam się na niego jak mój świętej pamięci pies na parówkę. Tylko, że nie chciałam go pożreć, a podziękować. Uradowana z prezentu, a jednocześnie zasmucona faktem wyjazdu wysiadłam z samochodu. Przekonywałam go, siebie z resztą też, że muszę jechać. Ale on mnie jeszcze do pociągu nie chciał wypuścić. W końcu niechętnie wyplątałam się z jego długich rąk i wsiadłam do jednego z wagonów. Pomachałam mu, kiedy odjeżdżałam, a następnie wlazłam do jednego z przedziałów, w którym siedziała jakaś kobieta schowana za gazetą. Nie przyglądałam się jej, usiadłam pod oknem, wyciągnęłam słuchawki i dziękowałam swojemu telefonowi za to, że ma taką wytrzymałą baterię. W myślach doszłam również do wniosku, że kocham moją torbę bez dna oraz moje dziwactwa. Zawsze wszędzie miałam ze sobą dezodorant i słuchawki. Jestę dziwakię.  Ale te dziwactwa się czasami przydają. Kątem oka spojrzałam na moją sąsiadkę. Siedziała naprzeciwko mnie, ale bliżej drzwi, cały czas kukała zza tej gazety. Dopiero teraz ją poznałam. To ten szmatławiec... Cholera! Odwróciłam wzrok w stronę okna i udawałam, że nic się nie dzieje. Może się nie domyśla tylko ja mam jakieś schizy? To jest prawdopodobne.
-Przepraszam, która godzina? - w pewnym momencie zapytała kobieta.
-eee...  Kilka minut po siedemnastej. - wyjąkałam. Normalnie świdrowała mnie wzrokiem, a ja nie miałam gdzie uciec. Co chwila spoglądała na kartkę i na mnie, na kartkę i znów na mnie.
-Przepraszam, czy to pani? - pokazała mi gazetę, a ja zostałam w szoku. Otrząsnęłam się po chwili i energicznie pokręciłam głową. Trzeba mieć wyjątkowy tupet, żeby zadać takie pytanie obcej osobie.-Ale na pewno? - co za upierdliwy babsztyl.
-Na pewno, a teraz proszę dać mi spokój z tymi swoimi chorymi wymysłami. - odparłam z szerokim uśmiechem. Samą siebie zaskoczyłam swoim spokojem. Na szczęście do końca podróży dała mi spokój. Z ulgą wysiadłam na katowickim dworcu. Podreptałam w stronę mojego mieszkania. Dominika siedziała przy komputerze robiąc jakąś pracę. Podejrzewam, że na jakieś zajęcia.
-Przybyłam w skromne progi naszego zacnego mieszkania!
-Raduję się z tego powodu! - odkrzyknęła przyjaciółka nie odrywając wzroku od ekranu.
-Co robisz? - wlazłam jej do pokoju.
-Piszę pracę o emocjach i innych pierdołach. - jęknęła i w akcie desperacji zaryła głową o klawiaturę.
-Jesteś taki na-ostatnią-chwilę to potem masz. Ja ci mogę co najwyżej zrobić kawy, nic więcej, dziękuję dobranoc.
-To zrób. - przewróciłam oczami i poczłapałam do kuchni. Zrobiłam najmocniejszą kawę na świecie i zaniosłam Domi.  Potem wygrzałam się w wannie i poszłam spać. Jak to mawia Ferdek: „Trzeba spać, bo rano trza wstać.” albo jakoś tak.
**********
Jest tyl­ko jed­no szczęście w życiu, kochać i być kochanym.
*********

OCZAMI GRZEGORZA:
Znów ktoś dobijał się do mojego mieszkania. I kto to był? Oczywiście znów Ignaczak.
-Boże, czego ty chcesz?
-Jestem Bogiem? Nie wiedziałem, dzięki za uświadomienie. Obudziłem cię czy co? Takiś jakiś zaspany. -wparował do mojej sypialni, nie wiem po co. Natychmiast się wybudziłem i poleciałem za nim. Stał i wpatrywał się w śpiącą Wiktorię. Spojrzał na mnie i znowu na nią. Kiwnąłem ręką żeby wyszedł, a on z wielkim uśmiechem na ustach to zrobił. Aktualnie wpatrywał się w ciuchy dziewczyny przewieszone przez fotel.
-Grzesiu, ją nie wiedziałem, że wy tak daleko zaszliście...
-Nic nie było. - nie do końca jeszcze kontaktowałem brutalnie wyrwany ze snu.
-Nie musisz mnie oszukiwać. Przecież widzę te ciuchy, ciebie zaspanego, a ona leży w twoim łóżku. - strzeliłem tylko facepalma, bo co miałem innego zrobić? 
-Nie Igła, nic nie było. Wróciliśmy późno z Krakowa, spałem na kanapie. - wskazałem ręką na mebel. Zaczął się śmiać, co obudziło Wiki. Stanęła w drzwiach z sypialni. Wysoki długonogi rozczochrany anioł trzymający się za głowę. Chyba jeszcze nie kontaktowała do końca.
-Musicie się tak do jasnej cholery drzeć? Człowiek spać nie może. - powiedziała i poczłapała do kuchni. Wyszła z niej po chwili z kartonem soku pomarańczowego i powróciła do pokoju, w którym spała.
-Krzysiek, ją wiem jak to wygląda, ale tutaj do niczego nie doszło. - poinformowałem go już totalnie rozbudzony.
-Ty mi się naprawdę nie musisz tłumaczyć. - poklepał mnie po ramieniu. - Ją się cieszę, że w końcu po tej Magdzie kogoś znalazłeś. A wpadłem tylko żeby ci powiedzieć, że mamy o jedenastej  trening.
-Nie mogłeś zadzwonić?
-Lubię chodzić, a teraz wam nie przeszkadzam. -poruszył brwiami znacząco. -Ej, może weź ją na trening. Wszyscy chętnie ją poznamy. Znaczy już znamy, ale poznamy lepiej.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Daj spokój! Biorę na siebie Kowala! - wykrzyknął i wypruł z mojego mieszkania. Oszołomiony zamknąłem drzwi i zrobiłem sobie kawy. Czasami jego zachowanie jest naprawdę dziwne. Znaczy ogólnie dla wszystkich cały czas jest dziwne. Ale ją się już przyzwyczaiłem do iglastych odpałów.
-Cześć. - Wiktoria nieśmiało wyjrzała z drugiego pokoju. - Drugi raz rozmawiałam z Ignaczakiem i drugi raz go opieprzyłam. Muszę go przeprosić, strasznie nie lubię jak mnie ktoś budzi.
-Rozumiem, mam podobnie. - uśmiechnąłem się.
- Przepraszam, że tak na was naskoczyłam, ale moje budzenie trwa godzinę, nie ogarniałam jeszcze wszystkiego co się wokół mnie dzieje.
-Nie tłumacz się. Mam tylko jedno pytanie. Skąd wiedziałaś, że w lodówce był sok pomarańczowy i po co po niego poszłaś?
-Taki nawyk, jak jestem rano półżywa to idę do kuchni po sok pomarańczowy. A że jeszcze nie kontaktowałam po prostu poszłam do kuchni i wzięłam ten karton. Dobrze, że był.
-Jeśliby nie było to co?
-Prawdopodobnie zaczęłabym się na ciebie drzeć i wygoniłabym cię po niego do sklepu, jak Dominikę.-zaśmiała się.
-Wiki, Igła wpadł żeby powiedzieć mi o treningu.
-Dobra, wrócę pociągiem, je akurat lubię, nie wiem czemu.
-Ja cię odwiozę po treningu i chciałbym... to znaczy oni chcieli... w sensie my chcieliśmy... - zacząłem się plątać. Cholera, no. W duchu przyłożyłem sobie w twarz.- Krzysiek chciał żebyś przyszła.-wydusiłem. Była zaskoczona, ale zgodziła się. Trochę się obawiałem reakcji Kowala, ale Ignaczak powiedział, że weźmie go na siebie. Pod budynek dotarliśmy w ciszy. Na początku Wiktoria chyba się trochę bała. Też bym się bał tych idiotów, nigdy nie wiadomo co wymyślą. Gdy jednak Grzyb nas zobaczył weszliśmy do środka.
-Ja się idę przebrać, poczekasz tu na mnie?
-Już uciekam. - rzuciła sarkastycznie.
-Mam nadzieję, że nie. - zaśmiałem się. - Trzymaj się. - wszedłem do szatni.
-Kosa, Kosa! Ona tam jest? - wyskoczył przebrany już Ignaczak.
-Stoi i czeka na... - nie skończyłem, bo libero wypruł z szatni jak poparzony. Jakoś szybko nam to poszło i po chwili byliśmy w głównej części hali. Wiki rozmawiała z Kowalem, a Ignaczak już się rozgrzewał. Później standardowe elementy gry, polecenia trenera, a na końcu 'mecz'. Igła zgłosił protest i chciał żebym Wiktoria została sędzią. Buszek uznał, że to nie fair, bo ona będzie sędziować na korzyść mojej drużyny, jednak ta zarzekła się, że będzie sprawiedliwa. Wszystko szło sprawnie, nie było żadnych protestów. Kolejna akcja Bartman serwuje, druga drużyna przyjmuje Tichacek wystawia do Schopsa... A nam udało się go zablokować.
-Dotknięcie siatki.- zawyrokowała ciemnoblondynka usadowiona na stanowisku sędziego.
-Co? - moja drużyna woła chórkiem.
-Kosok, dotknięcie siatki. - powiedziała uśmiechnięta Wiktoria.
-Ja? - popatrzyłem na nią, a ona dalej miała banana na twarzy.
-Tak, teraz serwuje Lukas.
-Ale jesteś pewna?
-Uwierz mi Grzesiu z tego stanowiska wszystko bardzo dobrze widać.
-Uuuu, twarda sztuka się trafiła. - obok mnie pojawił się Zibi.
-Zbysiu, słyszałam. Zajmij się grą nie mną. - pełna spokoju dalej się uśmiechała. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.-Dobra panowie, gracie dalej serwuje Tichacek. - też się zaśmiała.
Później zaczęliśmy się rozciągać. Znaczy teoretycznie, bo gdy Kowal wyszedł Igła gadał z Wiktorią, a wszyscy inni zajęli się sobą. Piotrek też już trenował, nie wykonywał wszystkich ćwiczeń i jeszcze trochę narzekał na ból, ale do treningów powoli wracał. Dołączyłem z Piterem i Bartmanem do rozmawiających. Ten ostatni coś do mnie mówił, ale nie słuchałem go, nie słuchałem nikogo tylko jej głosu. Nie skupiałem się na słowach, tylko na dźwięku.
-Wstawaj robimy dwadzieścia kółek i pompek. - szturchnął mnie Pit.
-Dlaczego?
-Kowal się wkurzył, że nic nie robimy. - wytłumaczył mi w trakcie truchtu. Nagle Wiktoria zaczęła skakać, przytulać i dziękować trenerowi. Wszyscy spojrzeliśmy na nich zdziwieni, a ją chyba najbardziej.
-Kowal ci laskę podbiera. - zaśmiał się Woś.
-Ty sobie młody lepiej swoją znajdź i jej pilnuj. - zripostowałem, a Kuba poleciał do Maćka.
-Stary, spokojnie. Relaks. - uspokajał mnie Piotrek, a ją przecież nie byłem zły, byłem bardzo spokojny.
-Przecież się nie złoszczę, tak wyglądam? - zaśmiałem się. Po skończonych ćwiczeniach poszliśmy do szatni, chciałem się jak najszybciej przebrać i jak najszybciej wyjść do Wiktorii. Gdy już wszyscy zebrali się w pomieszczeniu Zbyszek zapytał:
-Kosa, ta twoja laska to wzięcie ma wiesz? - wszyscy zaczęli się śmiać.
-Ty lepiej nic nie mów, bo ja jestem ciekawy jak zareaguje Asia, kiedy się dowie, że podrywasz dziewczyny nawet ich nie znając. - przebrałem koszulkę, tym razem po szatni przeszło „uuuuu”.
-Ej! Kto mi zapitolił żel?! - ‘wojnę’ na słowa przerwał Ignaczak, który zaczął panikować usadowiony na środku szatni. Znowu wszyscy się śmiali. - Nie ma go! - jęczał przeczesując swoją torbę.
-Masz. - Dobrowolski rzucił go właścicielowi.
-Mój wybawco! Ale... Zabrałeś go?
-Znalazłem przed chwilą jak buta wiązałem. - znów wszyscy się śmiali. Im do szczęścia naprawdę niewiele potrzeba...
-Ja lecę, na razie! - Ignaczak wybiegł z szatni i popędził, pewnie do domu.
-Lecę, bo chcę, lecę bo życie jest złeee... - zaczął nucić Buszek, a po chwili powstało trio Zibi&Rafał&Łukasz. Znów przeszła fala śmiechu, a kilka osób strzeliło facepalma. Pożegnałem się z kumplami i wyszedłem z szatni, a gdy zamknąłem drzwi ktoś wskoczył mi na plecy.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zaczęła mi się drzeć do ucha Wiktoria.
-Ej, bo ogłuchnę. - zaśmiałem się. Zeszła z moich pleców i stanęła przede mną.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - trajkotała choćby się jej płyta ścięła, ale nie powiem, to było miłe. Jedna rzecz, nie wiedziałem za co mi dziękuje.
-Za co?
-Za karnet! Esssus! Ja mam karnet, czujesz to? -zaczęła podskakiwać.-A z resztą, tłumaczę ci to jak Dominice. Ale jestem głupia.  Dziękuję! Aaaa, jesteś jedwabisty człowieku. - przytuliła się. Czyli Kowal załatwił jej cały karnet... Muszę mu podziękować.-Ja nie mogę! Ją będę jutro na meczu ze Skrą! Ja cię plumkam! O esuuuu! Przepraszam, że tak bredzę, ale mam tak czasami, a nawet często jak się cieszę! Musisz się przyzwyczaić i mi wybaczyć.
-Właśnie widzę, że się cieszysz. A do trajkotania się przyzwyczaję, taśma Igle nigdy się nie kończy.
-Pan doświadczony? Rozumiem. - pokiwała głową.
-Czemu na mnie wskoczyłaś?
-Zaplanowałam to, kiedy koczowałam pod szatnią. Zawsze chciałam być ninją. - oświadczyła z powagą.-Ale lepiej by było jakbym była takim niewidzialnym! To by dużo dawało!
-Jeszcze jakieś marzenia? - wyszliśmy z hali.
-No, zawsze chciałam zobaczyć przedstawienie w waszym, w sensie reprezentacyjnym wykonaniu. Obczaj, Ignaczak byłby reżyserem, Możdżon mógłby szumieć jak drzewo, Winiara za profesora jakiegoś przebrać, Piter w sumie też mógłby być drzewem, on chyba nie lubię dużo mówić. Mam wizję! To by mogło być takie eko-przedstawienie! Tylko kogoś za ryby by trzeba było przebrać.... Wiem, Bartmana zawinąć w folię aluminiową i niech udaje srebrnego rekina z tą swoją szczęką! Taka aluzja do złotej rybki. Dziku mógłby być właśnie dzikiem i rozrzucilibyśmy żołędzie to by tam chodził i je zbierał, ale przeszkadzałby mu czołgający się Ziomek-Wąż! I przyleciałby Rucek, tylko pióra trzeba załatwić, działałby w spółce z Kurasiem-kurą i okradaliby z żelków dwóch rudych! A dla ciebie mam rolę specjalną! Ty byłbyś Buką! Nie wiem co byś robił, ale byś był Buką.
-Czemu Buką?
-Nie wiem, w mojej wizji jesteś bukowaty. - zmarszczyła śmiesznie brwi.
-Czy mam to przyjąć jako komplement? - oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Zależy czy lubisz Bukę. Bo ja na przykład bardzo.
-Ale Muminki się jej bały.
-A co ja muminek jestem, żeby się jej bać? - uśmiechnęła się.
-Nie, ty jesteś taki bardziej skrzat, złośliwa, ale za wysoka. - znów się zaśmialiśmy.-A czego się boisz?
-Pająki, błeee. Jeszcze nie lubię jak jest ciemno. W sumie to tyle. A ty?
-Ja się niczego nie boję!
-Taaaa, jasne. A ja jestem sobie muzułmańską zakonnicą. - przewróciła oczami.
-Jest w ogóle coś takiego?
-Oczywiście, że jest! W moim świecie tak. - ukazała rząd zębów. - Ale wracając, czego się boisz?
"Boję się, że cię stracę." pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos, bo zalatywało taniochą niczym teksty Bartmana. Zgrabnie wyminąłem ten temat. Po przyjściu do mojego mieszkania Wiki oświadczyła, że musi wracać. Przekomarzaliśmy się trochę. Mimo moich protestów pojechała pociągiem, ale przynajmniej na dworzec ją odwiozłem. To w sumie jedyne miejsce do którego jest trochę dalej z mojego mieszkania.
-Nutella to mój bóg. No może po siatkówce, a za nią jest Dominika, a potem jeszcze rodzice i Natalia... Hmm.. w sumie nie wiem co jeszcze... - zaczęła się namyślać.
-A taki keden wysoki przystojny brunet? - zapytałem z uśmiechem unosząc brwi.
-Brunet? Wysoki? Tak, ale czy przystojny? No nie wiem, nie wiem... - kąciki jej ust uniosły się do góry.
-Masz jakieś wątpliwości co do mojej urody?
-Co do urody nie, ale do skromności tak. - oboje zaczęliśmy się śmiać.
-To co, na którym jestem miejscu?
-Jeszcze się pytasz matołku? - zapytała po czym pocałowała mnie, oczywiście nie pozostawałem dłużny.
-Odwieziesz mnie na pociąg?  - zrobiła maślane oczka, kiedy już się od siebie odkleiliśmy.
-Skoro tak bardzo chcesz.
-Właśnie nie chcę, ale muszę. I chodź już. - poprosiła. Podniosłem się niechętnie i razem wyszliśmy z mieszkania. W samochodzie rozmawialiśmy o jutrzejszym meczu. Doszliśmy do wniosku, że na razie nie będziemy się 'ujawniać'. Na mieście tak się nie wyróżniamy, ale na hali... W pewnym momencie przypomniałem sobie o prezencie dla Wiki. Wczoraj przygotowałem dla niej jedną z moich meczowych koszulek. Kiedy dojechaliśmy na dworcowy parking przechyliłam się do tylnych siedzeń, gdzie leżała koszulka. Wiktoria wsadziła mi palec między żebra.
-Ej! Chciałem ci coś dać, ale tak to nie. -schowałem koszulkę za plecy. Dziewczyna nawet jej nie zauważyła.
-Przepraszam! Nie mogłam się powstrzymać! Ale co masz dla mnie? - uśmiechnęła się łobuzersko.
-Teraz to nic...
-Proszę, proszę, proszę! Już nie będę dźgać. - przytuliła się. Ale to wszystko było ściemą, żeby sięgnąć za moje plecy.
-To nie jest fair! Usiądź i zamknij oczy. - przewróciła oczami, ale zrobiła o co prosiłem. Wziąłem jej rękę i przyłożyłem do koszulki.
-Zgadnij co to. - powiedziałem. Nie odgadła pomimo kilku usilnych prób. Poddała się, kiedy zaprzeczyłem teorii, że to satynowa pościel. Kiedy zobaczyła swój prezent rzuciła mi się na szyję ogłuszając swoim „dziękuję”. Uradowana wpakowała koszulkę do swojej torebki, a następnie wysiedliśmy z auta. Kiedy przyjechał pociąg nie chciałem jej puścić.
-Grzesiu, muszę jechać. - wymruczała dalej się do mnie tuląc.
-A przyjedziesz wcześniej przed meczem? - zapytałem, chciałem się z nią jak najszybciej zobaczyć. Już za nią tęskniłem.
-Będę godzinę przed. - uśmiechnęła się szeroko. Pocałowałem ją w głowę i dopiero w tedy wypuściłem.  Pomachała mi z okna wagonu zostawiając mnie samego na  pustawym dworcu. Wróciłem do samochodu. W mieszkaniu szybko coś zjadłem i poszedłem na drugi trening, który dzisiaj minął o dziwo bez większych wybryków Igły.  Zmęczony wróciłem do mieszkania, gdzie po ogarnięciu się poczłapałem do łóżka. Spanie, spanie, jak ja kocham spać.
**********
Praw­dzi­wy przy­jaciel jest z tobą na dob­re i na złe.
**********

PERSPEKTYWA DOMINIKI:
Obudziłam się o szóstej. Obok mnie leżał Konstantin .Leżałam przez chwilę i rozmyślałam patrząc w sufit. Nie każdy ma takie szczęście jak ja. Miałam przyjaciół, na których zawsze mogłam polegać. Chłopaka, którego kochałam. Spełniałam swoje marzenia grając w siatkówkę. Jednak brakowało mi wsparcia ze strony rodziny. Jedynie brat wierzył w to, co robie. Matka nawet nie chciała słyszeć o sporcie. Pogodziła się z  moim wyborem, ale nie polepszyło ani pogorszyło to naszych relacji. Oschła w stosunku do mnie matka zawsze znalazła jakieś ‘ale’ żebym ich nie odwiedzała. To gdzieś wyjeżdża, to koleżanka ją odwiedza....Ojciec rozwiódł się z matką jakiś rok temu. Też nie był za tym żebym sport uprawiała, ale przynajmniej pomaga mi finansowo i wspiera...
-Jak się spało?- zapytał Cupko wyrywając mnie z zamyślenia.
-Masz wygodne łóżko.-zaśmiałam się.
-To wiem. -powiedział dobierając sie do mojej koszulki. Plasnęłam go w palce, a on nie dawał za wygraną.
-Zboczuch. -śmiałam się.
-Ja? Zboczuch? Zastanów się co mówisz.-śmiał się i zaczął mnie gilgotać.
-Przestań. -dusiłam się śmiechem.
-To odwołaj!
-Odwołuję tylko przestań proszę.
-Na pewno? -zapytał
-Na 100%.-odpowiedziałam i pocałowałam go.
Poszliśmy do kuchni. W salonie spały jeszcze dziewczyny, więc zrobiliśmy po kawie i wróciliśmy do pokoju. Wzięłam laptop na kolana i włączyłam Fejsa.
-Poranny rytuał co?- śmiał się Kostek.
-Normalka, Musze pracę na zajęcia jeszcze napisać. A zajęcia mam jutro.
-Wytłumacz się, że pojechałaś do chłopaka do Bełka i jak ci popuści to mu załatwię karnet.-uśmiechnął się.
-Jasne. Mój wykładowca jest stary, głuchy, mały, pamięć mu strajkuje i jest stary.
-Powiedziałaś dwa razy stary .
-Bo on jest naprawdę stary.- uśmiechnęłam się.
-Na jaki temat masz napisać tą całą pracę?-  zapytał siadając obok mnie.
-Emocje i motywacje. Jak by lepszego tematu nie było. Nie wiem w ogóle jak się za to zabrać.
Coś tam razem wymyśliliśmy ale nie wystarczająco, więc wieczorem będę mieć kupę roboty.
-Boże jak to dobrze że to już prawie koniec tych studiów.- powiedziałam kładąc się.
-Co chcesz potem robić? -spytał  siatkarz.
-A ja wiem? Będę poważnym psychologiem. A jak.
-Poważna ? Ty? Dobry żart.-powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie wierzysz we mnie?- zapytałam robiąc smutne oczka.
-Jasne, że wierzę. -powiedział przytulając mnie. Próbowałam powstrzymać się od śmiechu. Po chwili do pokoju wparował Aleks z Karoliną.
-One jeszcze śpią?- zapytałam.
-Jest po 7 nie dziw się. Ty śpisz do 11 jak masz wolne.
-Skąd wiesz?- zapytałam.
-Ile razy musiałam was budzić na trening?
-Zdarzyło się raz czy dwa.
-Chyba 20! - obruszyła się Karola.
-Oj tam.
-Uspokójcie się-powiedział Aleks z uśmiechem.
-My lubimy się kłócić
Chłopcy popatrzyli się na siebie i zgodnie stwierdzili:
-Wariatki!
Obie złapałyśmy poduszki i Serbowie oberwali w twarz.
-Nie ma to jak dostać poduszką w łeb za powiedzenie prawdy.-podsumował Cupko.
-Ty to codziennie dostajesz w twarz poduszką.-śmiał się Aleks. Do pokoju wpadła Klaudia.
-A może by tak ciszej?- zapytała.
-Nie. -odpowiedziałam. -kup sobie zatyczki albo poduszkę na głowę daj.
Zmierzyła mnie wzrokiem i wyszła
-Trzy, dwa, jeden...-powiedziałyśmy równo z Karą i w tym momencie Daria weszła do pokoju.
-Hej.-powiedziała zaspana
-Hej. Jak się spało?- zapytałam.
-Niewygodne macie te kanapy. -powiedziała do chłopaków.
-Na tej kanapie Aleks ogląda ,,Scooby doo''- śmiał się przyjmujący.
-Oglądasz Scoobiego?- zapytała Karolina Aleksa.
-Raz się zdarzyło powiedział czerwieniąc się.
-Zapewne próbował poduczyć się polskiego-stwierdziłam i wszyscy się zaśmialiśmy.
O 11 wracałyśmy do domu. Obiecałam chłopakom, że przyjadę na jutrzejszy mecz. O 13 byłam w domu.
-Dom!- krzyknęłam.-Jest tu kto?- Rozglądałam się.-No cóż sama jestem.
Wzięłam się za tą całą pracę. Nawet nie zauważyłam, że ktoś do domu wchodzi. Zapytałam  Wiktorię czy jedzie na jutrzejszy mecz. Przynajmniej sama nie pojadę. Wiki przyniosła mi kawy, która niewiele pomogła, zasnęłam. Rano to mnie szyja będzie boleć.
**********
Miłość kpi so­bie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.
**********

OCZAMI CUPKO:
Kiedy się obudziłem Dominika już nie spała. O 11 pojechały do domu.
-Przyjedziesz jutro na mecz?- spytałem tuż przed wyjazdem Dominiki.
-Właśnie! Będziesz? -w jednym momencie  był przy nas Aleks.
-No nie wiem. Mam zajęcia do 12:30, a do Rzeszowa 4 godziny drogi...-powiedziała
-Oj weź.-zrobiłem słodkie oczka.
-Dobra przyjadę.
-Ja zawsze wygrywam.-powiedziałem
-To sie nie zmieni mam nadzieję.-powiedziała i mnie pocałowała. Trzymałem ją w pasie nie, nie chciałem puścić.-Dobra bo mnie połkniesz.-zaśmiała się.
-Pa.-pocałowałem ją w czoło.
Pożegnała się jeszcze z Aleksem i pojechały.
-Choć spakować rzeczy za godzinę wyjeżdżamy.
-Nie chce mi się.-marudziłem.
-Twój nowy tekst? Ostatnio często to powtarzasz.
-Bo częściej mi sie nic nie chce. - odjęknąłem i przewróciłem teatralnie oczami.

GODZINE PÓŹNIEJ:
-Jedziemy podbić Rzeszów! -krzyczał Zatorski w autobusie przed wyjazdem.
-Siedź cicho idioto! Głowa mi zaraz pęknie!- darł się przez pół autobusu Wlazły.
-Się cieszę bo po wygraną jedziemy.
-Siedź cicho bo wykraczesz !
-Jestem cicho! Chyba... - podrapał się po głowie Zati.
-Ma ktoś taśmę klejącą?- zapytał Nawrocki.
Paweł jednym w momencie się uspokoił. Dosiadł się do mnie na chwilę Woicki.
-Przyjedzie?
-Tak.
-Jak tam? Upojna noc?- zapytał z uśmiechem.
-Zboczeniec. - skwitowałem. -Niczego nie było. Jej koleżanki spały u nas. A Aleks to sie chyba w jednej nawet zakochał.
-Się zakochał, a żebyś wiedział -powiedział Aleks z nad mojego fotela.-Przynajmniej z nią się da normalnie pogadać, nie jak z wami.
-Zarzucasz mi, że jestem złym przyjacielem?
-Nie. Ani trochę. Może troszkę wrednym. Ale minimalnie.
-Się lecz. - puknąłem się w czoło.
-Mówiłem, że mnie nie chcą do psychiatryka przyjąć. A to wszystko prze ciebie.-powiedział Aleks.
-Nie marudź już tyle.
-Dobra, dobra.
-Jak się nazywa tak w ogóle-odezwał się w końcu Woik.
-Karolina i libero jest.-odpowiedział Aleks.
-Co?! -krzyknął Zator.
-Nie o tobie mowa, siedź cicho!- odkrzyknął Aleks
Jechaliśmy tak trzy godziny. Pisałem przez chwilę z Miśką, ale potem dałem jej spokój, bo musiała pisać pracę na zajęcia.
-Ciekawy ten nasz hotel. Taki...Duży.-stwierdził Bąku.
-Dziecko sie cieszy, po raz pierwszy hotel widzi.-stwierdziłem.
-Się śmiej dalej. - obruszył się i poszedł. Rozeszliśmy się do swoich pokojów. Było małe zgromadzenie w pokoju Winiara i Mario, na partyjkę pokera oczywiście.  Później położyliśmy się spać, bo rano czekał, nas trening.
**********
Praw­dzi­wa miłość zaczy­na się tam, gdzie nicze­go już w za­mian nie oczekuje.
**********


Przepraszamy, że tak mało, przepraszamy za błędy, przepraszamy, że tak późno,  w ogóle za ten rozdział przepraszamy, ale wszystko jest przeciwko nam.
Zapraszamy do czytania i komentowania tutaj.

A teraz sprawa najważniejsza! Grześ Kosok, bohater tego bloga, obchodzi dziś (a właściwie wczoraj, ale dla mnie wczoraj to dziś... skomplikowane) swoje 27 urodziny. Z tej okazji  życzymy mu zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze.

14 komentarzy:

  1. Świetny!
    Jest już nowy zapraszam!!! ;D

    http://4volleyball4.blogspot.com/2013/03/rozdzia-ix.html
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "- Yyy... lubisz chleb?" - Rozwalające :D
    Cały rozdział super :)
    Szkoda tylko że tak późno dodajecie. Patrzyłam wczoraj z 30 razy czy dodany i nic. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo :D

      I bardzo przeraszamy, ale Dominika jest ostatnio cały czas kontuzjowana na treningach i biedaczka przepisywała jedną ręką do tego lewą na komputer. Do tego jeszcze cały natłk sprawdzianów... Jeszcze raz bardzo przepraszamy, ale ostatnio wszystko przeciwko nam :<

      Usuń
  3. Zapraszam na nowy odcinek ;)
    dzisiejszej-nocy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. A Ja oczywiście Iszą rzeczą Jaką zrobiłam dzisiaj rano sprawdziłam czy Jest Nowy Rozdział..:D <3 i Jest czekał Już...z Kolejnym rozdziałem coraz bardziej Lubię Grześka! :D No a teksty oczywiście Jak zwykle są rozbrajające <3 Są najlepsze! :P i oczywiście życzę weny na Nowe rozdziały a Ja spokojnie czekam na nastepne:P Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszamy, że tak późno, ale znowu były komplikacje. :<
      Cieszę się, że jesteś do niego pozytywnie nastawiona, przysporzymy mu fanów xD
      Dziękujemy :D
      A wena jest, gorzej z czasem, ale to chwilowy natłok, może jak będziemy miały więcej wolnego to będzie więcej... ale niczego nie obiecujemy ;)
      I dziękujemy za cierpliwość c:
      Również gorąca pozdrawiamy i wirtualnie przytulamy <-(*.*)->

      Usuń
  5. Hej, hej, dziewiątka u mnie, zapraszam ;)
    http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo podoba mi się twój blog dlatego nominuję cię do Liebster Awards.
    Więcej informacji na moim blogu :)
    http://mylittleworldxdxd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale ten blog jest fajny... Czekam na następny ;)
    I zapraszam do siebie: http://owocowalandryna.blogspot.com/
    Pozdrawiam Natka *_*

    OdpowiedzUsuń