OCZAMI WIKTORII:
Ryczałam jak bóbr. Moja przyjaciółka przyszła do domu, ale dała
mi spokój. Byłam jej za to wdzięczna, wiedziała że nie jestem w stanie teraz
normalnie rozmawiać. Kiedy już jako-tako się ogarnęłam poszłam się wykąpać.
Zajęło mi to niedużo czasu. Wyszłam, a Dominika wparowała do łazienki.
-Idę spać, bo zmęczona jestem. - krzyknęłam do niej.
-Spoko! Dobranoc! - odkrzyknęła mi.
Ruszyłam do mojego pokoju. Lubiłam go. Może dlatego, że sama go
urządziłam, tak jak chciałam? Sama nie wiem...
Pod oknem biurko, na którym jak zwykle panował bałagan. Zawsze
sobie obiecywałam, że go ogarnę, ale po 2 dniach znowu wraca. Zaraz obok w rogu
stoi łóżko, a nad nim wisi tablica korkowa. Na lewo od biurka szafa i jakaś
zwykła półka na bzdety. I moje ukochane plakaty siatkarzy, szkice ich
karykatur, zdjęcia z gazet... Wszystko, nawet cytaty pisałam flamastrem na tej
ścianie naprzeciw łóżka. Uśmiechnęłam się. Mama by mnie zabiła gdybym takie coś
zrobiła w domu. Muszę w końcu jechać do rodziców. Natka w tym roku maturę
zdaje... Kiedyś ktoś powiedział, że im bliżej kogoś się mieszka tym rzadziej
się go widuje. Prawda, przynajmniej w moim przypadku. Położyłam się w łóżku.
Dlaczego ja mu to zrobiłam? Musiałam o tym pogadać z kimś innym
niż Domi. Napisałam do siostry. „Kiedy masz czas?". Na odpowiedź nie
musiałam długo czekać. Natalia o tej porze nigdy nie spała. „Przyjadę w sobotę.
Musimy w końcu pogadać ;)" brzmiała
wiadomość. „Nawet nie wiesz ile mam ci do powiedzenia." pomyślałam i
napisałam żeby powiadomiła mnie o której ma pociąg to po nią przyjdę na
dworzec. Dalej rozmyślałam o siatkarzu, mimo moich wewnętrznych obietnic o
zakończeniu tych myśli. W końcu zasnęłam.
NASTĘPNEGO
DNIA:
Zadzwonił budzik w moim telefonie.
-Nieeeee... - powiedziałam, ale moja komórka na to nie
zareagowała. Co za dziadostwo! Wzięłam telefon do ręki i nie otwierając oczu
rzuciłam nim gdzieś.
-Co tu się dzieje? - do mojego pokoju wpadła zaspana Dominika. - Co ty wyrabiasz?
-Śpię...
-To znaczy, że to nie ty rzuciłaś swoim telefonem?
-Ja, ale daj mi spać... - gadałam z głową pod poduszką.
-Ja jestem ciekawa co ty byś zrobiła gdyby ten telefon
rozpierdzielił ci się w końcu.
-To je Nokia, tego nie rozpieprzysz. - zauważyłam. Moja
przyjaciółka strzeliła facepalma.
-Wstawaj, bo już 7:00, a przypominam ci, że masz zajęcia na
8:00. - rzekła wychodząc z pokoju.
-Już idę. - wymruczałam pod nosem i podniosłam się. Zwykle to ja
ją budziłam, ale tego dnia nie miałam żadnej ochoty ruszać się gdziekolwiek z
łóżka. Ale nie mogę olewać zajęć...
Poszłam do kuchni. W czajniku już gotowała się woda.
Codzienny rytuał czyli kakao. Mmmmm...
-A ty na którą dzisiaj masz? - zapytałam.
-Dopiero na 10.
-To po co tak wcześnie wstałaś? Ja bym na twoim miejscu spała
jeszcze 2 godziny. - ziewnęłam.
-Obudził mnie huk w czyimś pokoju. - popatrzyła na mnie, a jej
twarz przybrała filozoficzny wyraz. - Kto to mógł być?
-Przepraszam. - mina zbitego pieska zawsze pomagała.
-Nie gniewam się, ale ty zmywasz. - uśmiechnęła się złowieszczo.
-Nieeeeee rób mi tego!
-Zmywasz albo foch. - udała obrażoną.
-No dobra. - Przewróciłam oczami. - Ale pozmywam wieczorem.
-Ok.
Spojrzałam na zegarek. 7:15! Muszę się ubierać! Wzięłam z szafy
ciuchy i poleciałam do łazienki. Wyszłam z niej sięgnęłam po torebkę z
brulionem, długopisem i innymi pierdołami, które były już wcześniej
przyszykowane.
-Paaa! - rzuciłam i wybiegłam z domu. 7:40 dobry czas. Na moją
uczelnię szło się tylko paręnaście minut.
Wleciałam do budynku. Miałam jeszcze trochę czasu. Już po chwili
siedziałam i słuchałam o ludzkich mięśniach robiąc. Za sobą cały czas słyszałam
denerwujące śmiechy i szepty. Rozpraszało mnie to strasznie, ale zignorowałam.
Postanowiłam pogadać z nimi po wykładzie.
-Czy wy musicie się tak chichrać przez cały czas? Nie wiem jak
wam, ale ja chcę zdać egzaminy jak najlepiej! Więc weźcie się ogarnijcie. -
zwróciłam się do Pawła i Adama po zakończonym wykładzie.
-Ja tam sądzę, że ty będziesz fizjoterapeutką nawet
reprezentacji i to bez studiów. - stwierdził pierwszy.
-Co ty pieprzysz? - na mojej twarzy malowało się jedno wielkie
‘wtf’.
-Z takim powodzeniem to na pewno. - zauważył drugi.
-Mogę wiedzieć o czym bredzicie?
-Nie udawaj głupiej.
Dobrze wiesz o czym mówimy wszyscy już wiedzą. - powiedział Adam.
-Co?! - nadal nic nie rozumiałam.
-To. - rzekł Paweł podając mi jakiś dzienny brukowiec.
Moje oczy przypominały wielkością pięciozłotówki. Na pierwszej
stronie widniał tytuł "Miłość Kosoka w rodzinnym mieście". Niżej było
zdjęcie z mojego spotkania z Grześkiem.
-Serio jesteście takimi debilami, że wierzycie w takie pierdoły?
- zapytałam ich.
-Gdyby nie te zdjęcia to byśmy nie uwierzyli, ale...
-Pokaż. - przerwałam Pawłowi wyrywając mu gazetę. W środku były
fotografie jak Gregor otwiera mi drzwi samochodu, jak w nim siedzimy i się
śmiejemy... Jak ktoś mógł ingerować w życie prywatne innych?
-Co, może myślałaś, że się nie wyda? - zapytał Adam.
-Po pierwsze ja z nim nie jestem. Spotkaliśmy się jako
przyjaciele, znajomi. Sprawdź w słowniku dla idiotów jeśli nie rozumiesz. -
powiedziałam cały czas patrząc mu w oczy. - A po drugie, jeśli nawet bym z nim
była, to co ci do tego? Zazdrosny jesteś?
-O ciebie? Nigdy w życiu! - rzekł spuszczając głowę.
-To tym bardziej nie powinno cię to interesować. A ty weź sobie
go pilnuj, bo go kiedyś znajdą z rozwalonym nosem. - zwróciłam się do Pawła.
Nie odezwał się. Zrobił to za niego szatyn.
-A co? Ten twój wielki sportowiec mnie pobije? - zadrwił
-Wystarczy, że małym palcem cię dotknie, a ty uciekniesz z
płaczem. - zripostowałam.
Odeszłam pewnym krokiem. Postanowiłam olać ich i tą gazetę.
Udałam się na kolejny wykład. Maksymalnie skupiłam się na słowach profesora
robiąc notatki. Nim się obejrzałam była 12.
"Nareszcie koniec." pomyślałam wychodząc z budynku.
Padał deszcz. Super, po prostu cudownie. Wyjęłam portfel i zaczęłam go przeczesywać
w poszukiwaniu biletu. Zawsze jakiś miałam w kieszonce z grosikami. Kiedy
wygrzebywałam "przepustkę" do autobusu spośród miliona miedziaków
jeden z nich upadł mi na ziemię. Odruchowo się po niego schyliłam. W tym samym
momencie zrobił to ktoś inny. Chłopak, którego znałam z widzenia.
-To chyba twoje. - rzekł podając mi 5-groszówkę.
-Za taką zawrotną sumę to sobie walnę szalone wakacje na
Karaibach. - zaśmiałam się.
-Wiktor. - przedstawił się.
-Fajnie się złożyło. Wiktoria jestem. - uścisnęłam jego dłoń.
-Bardzo fajnie. - poprawił mnie. - Może kawa na miły początek
znajomości?
-Czemu nie? W sumie nie mam nic do roboty.
Poszliśmy do kawiarenki niedaleko uczelni. Jak zwykle zamówiłam
latte. On natomiast wziął czarną. "Jak Grzegorz." przebiegło mi przez
myśl. Nie! Przestań dziewczyno! Ostatnio za dużo o nim myślę. Muszę z tym
skończyć.
-Więc co studiujesz? - zagaił rudy chłopak.
-Fizjoterapię. A ty? Kojarzę cię tylko z widzenia...
-Sport. Chciałbym być trenerem. - wyszczerzył się.
-A czego jeśli mogę wiedzieć?
-Siatkówki.
-A to już cię lubię. - uśmiechnęłam się.
-Trenujesz? - zapytał.
-A co? Po wzroście nie widać? - zaśmiałam się. - Tak, trenuję w
drugoligowym klubie.
Porozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach. Dowiedziałam się, że
kibicuje Resoviakom, a jego wujek jest kimś tam w zarządzie pasiastych.
Wymieniliśmy się numerami telefonów.
-Czas wracać...
-Zgadzam się, Milka mnie zabije. - uśmiechnął się.
-Twoja dziewczyna?
-Nie, siostra. Obiecałem, że pomogę jej w zrobieniu kilku zadań
z angielskiego. Maturę zdaje w tym roku. - wytłumaczył mi.
-Żartujesz? Też mam siostrę w tym samym wieku. - zaśmiałam się.
-No to je kiedyś zgadamy. Niech się razem uczą.
-Dobry pomysł, ale teraz naprawdę muszę lecieć, bo za chwilę mam autobus. - pożegnałam się i
pobiegłam na przystanek. Lało niemiłosiernie, cała byłam mokra. Ale to dla mnie
za mało nieszczęść, więc trzeba coś oczywiście dołożyć. Ten na górze naprawdę
się na mnie uwziął! Auto, które przejeżdżało koło przystanku wjechało w ogromną
kałużę i ochlapało mnie. A mamusia zawsze mówiła, żeby nie stać zbyt blisko
drogi, głupia ja!
-Cholera! - krzyknęłam. Jeszcze niech policja przyjedzie i wlepi
mi mandat za używanie 'niecenzuralnych słów'. Tylko tego mi brakuje do
pełni szczęścia. Po chwili przyjechał
autobus, wsiadłam do niego cała przemoczona i skasowałam bilet. Nie siadałam,
bo do mojego przystanku było niedaleko. Nie chciałam zmoknąć, ale teraz...
teraz to już mi wszystko obojętne. Jakieś dzieci z podstawówki przyglądały mi
się uważnie, co jakiś czas śmiejąc się. Posłałam w ich kierunku gromiące
spojrzenie, od razu przestały. Wysiadłam i przeszłam kilka kroków. Weszłam do
mieszkania, które było puste. Dopiero trzynasta, Dominika kończy zajęcia za
dwie godziny. Przebrałam się, zrobiłam sobie kakao i włączyłam telewizor.
Skakałam po kanałach, aż z transu wyrwał mnie głos Swędrowskiego.
-Wcisnął tą piłkę gdzieś tam Lotman. Nie wiem jak, ale wcisnął!
- nie ma to jak inteligentna wypowiedź komentatora. Przyjrzałam się uważnie
obrazowi telewizora. To powtórka z Super Pucharu! A co tam, obejrzę sobie nie
mam nic lepszego do roboty. Końcówka spotkania...
-Achrem na zagrywce, Cupković przyjmuje, Woicki do Winiarskiego
i pojedynczy blok! Proszę państwa Grzegorz Kosok przesunął się w ciemno i
zablokował zawodnika Skry! Koniec spotkania! Super Puchar jedzie do Rzeszowa!
Uśmiechnęłam się na wspomnienie mojego pisku przy tej ostatniej
akcji. Zaczęłam skakać jak wariatka, dobrze że tego w telewizji nie pokazali. A
potem jak Grzesiek na mnie wpadł i jak zemdlałam... wzięłam telefon do ręki.
Zero wiadomości. Czemu się nie odzywa? Bo dałam mu w twarz. Dlaczego to
zrobiłam? Bo... No właśnie, dlaczego? Przecież nie miałam nic przeciwko temu...
To wszystko potoczyło się tak szybko, a to był... odruch? Jak mam nazwać
spieprzenie sprawy i utratę wymarzonego faceta? Wiem. Po prostu jesteś, droga
Jakubiak, skończoną idiotką i tyle w tym temacie. Otworzyłam nową wiadomość.
Do: Grzegorz, treść: ... Pustka w głowie. Co mam napisać? Przepraszam?
Przyjedź? Pewnie ma trening. Nie rzuci wszystkiego i nie przyjedzie tutaj żeby
usłyszeć ode mnie 'przepraszam'. Przyjechałby gdyby on miał mnie przeprosić,
ale on nie ma za co. To jak zwykle jestem wszystkiemu winna, jak zwykle
wszystko spaprałam. Gorzej chyba być nie może. Do mieszkania wpadła Dominika. Udawałam
wesołą, jedyna dobra wiadomość, ze chyba układa się jej z Cupkovićem i
spotykają się dzisiaj. Z jej nogą też dobrze.
Kiedy wyszła znów się rozpłakałam. Ryczałam cały czas jednocześnie
oglądając jakiś film. Mój telefon zaczął dzwonić: Mama. Wdech, wydech, muszę
się uspokoić, bo będzie panika.
-Halo?
-Cześć Witka. - przywitała mnie mama. Nazywała mnie tak od
małego, a ja nienawidziłam tego przezwisko, tak samo jak wołali na mnie Wiwi.
Pozwalałam na to tylko mojej przyjaciółce z gimnazjum Kasi.
-Hej mamo, prosiłam cię żebyś tak do mnie nie mówiła.
-Tak, przepraszam, ale opowiadaj co tam u ciebie. - uwielbiała
słuchać mnie i mojej siostry, nawet jak bredziłyśmy niemiłosiernie.
-Nic ciekawego, zajęcia, dom, czasami jakiś sklep żeby z głodu
nie umrzeć. - próbowałam nadać swojemu głosowi wesoły ton.
-A na meczu ostatnio byłaś, oglądałam! Resovia wygrała, musiałaś
się cieszyć, co? - w edukacji siatkarskiej byłam mistrzem. Nauczyłam mamę
rozpoznawać kluby, reprezentantów kraju i czołowych plusligowych zawodników.
-Skakałam jak wariatka. - pominęłam mój mały wypadek i pobyt w
szpitalu. Nie chciałam jej martwić.
-A co u Dominiki?
-Też dobrze.
-Cieszę się, ale u ciebie na pewno wszystko w porządku? - chyba
jednak próba zmiany tonu głosu na radosny się nie powiodła. Coś muszę
wymyślić... Nie mogę jej zamartwiać, ale zapytać chyba mogę.
-Mamo, jak naprawić swój największy życiowy błąd?
-Musiałabym wiedzieć jaki to błąd.
-Jeśli zrobiłabyś coś nie tak, to jak próbowałabyś odzyskać
tatę?
-Oj córcia, co cię na takie przemyślenia wzięło, czyżbyś...
-Nie poznałam nikogo. Chciałabym tylko wiedzieć... - powiedziałam
twardo.
-Dobrze, więc najpierw próbowałabym z nim porozmawiać.
Wytłumaczyć wszystko.
-Dziękuję.
-Za co? - zdziwiła się.
-Za to, że jesteś.
-Przesadzasz, przepraszam cię, ale muszę kończyć. Twój ojciec
domaga się obiadu. - zaśmiała się.
-Pozdrów go. Pa pa. - przerywany sygnał oznajmił, że mama
zakończyła rozmowę.
Ona ma rację, muszę z nim porozmawiać, wytłumaczyć. Tylko ja
tego nie wytłumaczyłam nawet sobie.
-Witam cię zacna dziewojo! - do mieszkania wpadła Dominika.
-Cześć, jak tam? - grymas na
mojej twarzy miał być uśmiechem.
-I to jak! Zaliczam dzień dzisiejszy do udanych! - usiadła obok mnie. -Ej, a tobie co?
-Nic, ja... zrobić ci coś do picia? - zerwałam się z kanapy.
-Uracz mnie kawą. - przyszła za mną do kuchni i usadowiła się na
blacie.-Wiki, mów co się dzieje. Wczoraj po meczu przepłakałaś dwie godziny nie
mówiąc słowa. Gregor powiedział, że...
-Rozmawiałaś z nim? - byłam troszkę zaskoczona.
-Po meczu podszedł, a kiedy się zapytałam o ciebie powiedział,
że ty powiesz. Oczekuję wyjaśnień!
-zeskoczyła z blatu.
-Nie ważne... poszłam do pokoju, a Domi krok w krok za mną.
-Wiktoria! Ty nie płaczesz przez dwie godziny bez powodu. Znam
cię doskonale. Ty nigdy nie płaczesz, chyba że pęka ci serce. - usiadła na kanapie i pociągnęła mnie za
rękę. Wylądowałam obok niej. I znowu łza na moim policzku, jedna, druga
trzecia. Przyjaciółka przytuliła mnie, a
ja rozkleiłam się na dobre.
-Je-je-jestem skończoną idiotką. - szlochałam. Miała rację, moje
serce było w kawałeczkach, a to wszystko przez moją głupotę.
-Wiki, proszę cię, nie chcę stosować na tobie metod, których się
uczę. - uśmiechnęła sie .
-Wczoraj... ja... - zaczęłam się jąkać i oderwałam się od niej.
Zebrałam się w sobie i zdecydowałam się wszystko powiedzieć. -Wczoraj, kiedy
wyszłam, chciałam pospacerować po Spodku. I jak sobie tak chodziłam to pojawił
się Grzegorz. Nie wiem skąd. Ale po
krótkiej rozmowie my...
-przerwałam, nie potrafiłam z siebie wykrztusić tego słowa.
-Co wy?
-My, my się pocałowaliśmy. - wyszeptałam te słowa, choćby były
jakimś sekretem.
-To super! Nie rozumiem czemu płaczesz! - cieszyła się.
-Bo ja... dałam mu w twarz. - mina jej zrzedła.
-Ale za co?
-Nie wiem. - przyznałam zgodnie z prawdą.
-Cholera! Jak można nie wiedzieć za co bije się faceta w twarz?!
-Uderzyłam go i uciekłam. - nie zważałam na to co mówiła. -
Uciekłam jak pieprzony tchórz! Jak idiotka, jak...
-Teraz to ja się nie dziwię czemu on był taki zdołowany. -
przerwała mi.
-Był... smutny? Serio? - przestałam już płakać.
-Naprawdę był smutny. I może jeszcze troszkę zły na siebie. -
oznajmiła. Sprawiłam mu przykrość, ale to znaczy, że on poważnie coś do mnie...
-Jezus, weź mnie zgłoś na kandydata debila roku! Wygram to na
bank! - uśmiechnęłam się przez łzy.
-Wiesz co? Znam większych debili od ciebie, naprawdę.
-Ja... ja muszę go przeprosić. Ale, ale jak?
-Zadzwoń do niego jutro po zajęciach. - zaproponowała Dominika.
-Dobry pomysł. Na razie nie jestem w stanie... Dzięki. -
przytuliłam ją mocno.
Postanowiłyśmy obejrzeć jakąś komedię. Na dziś już dosyć łez,
trzeba się troszkę pośmiać. Nim się obejrzałam była już 21. Muszę iść spać,
jestem śpiochem, a jutro mam na 8:30 aż do w pół do czwartej. Trochę się na
tych wykładach nasiedzę, ale to już ostatni semestr. Potem będę musiała znaleźć
pracę. Chyba zatrudnię się w tyskim klubie. To jest świetny pomysł. Ale jutro o
tym pomyślę.
Teraz chcę spać.
**********
Umieć kochać - do tego trzeba skończyć szkołę cierpienia.
**********
OCZAMI DOMINIKI:
Po rozmowie z Kosą poszłam do szatni
i się przebrałam. Potem Konstantin odwiózł mnie do domu.
-No to jak? Jutro o 18?
-Jasne że tak. No to pa. Na razie
chłopaki. - otworzyłam drzwi.
-Żegnamy. - odpowiedzieli chórkiem.
-Pa. Do zobaczenia. Mam nadzieję. -
odrzekł Kostek.
-Nie jedź jeszcze. Chce do przodu. -
powiedział Zati do Cupka gdy stałam już obok auta.
Otworzyłam drzwi do mieszkania i
usłyszałam Wiktorię. Płakała. Nie chciałam jej ,,przerywać'', znałam ją bardzo
dobrze. Dostałabym w łeb , a i tak niczego bym się nie dowiedziała. Po około
dwóch godzinach poszła do łazienki. Potem od razu ja do niej wparowałam. Wiki
poszła spać. Usiadłam przed TV i włączyłam Polsat. Leciało ,,CSI: Kryminalne
Zagadki Miami'', w trakcie których zasnęłam. Obudziłam się o 2 w nocy i poszłam
do pokoju... Był taki hmmm... Bardziej chłopięcy niż dziewczęcy. Ściany białe
popisane czarnym markerem. Jedna z nich była przeznaczona na zdjęcia. Pełno
zdjęć. Fajnie tak czasem na nie popatrzeć i po wspominać! Wypady ze znajomymi
nad rzekę. Skakanie z desek do wody... I
te nasze tamy oraz spacery. I jak przyjeżdżałam do Tychów. Wypady z Wiktorią na
Paprocany. Koniec ze wspomnieniami na dziś, jestem śpiąca. Na moim łóżku jak
zwykle walało się wiele niepotrzebnych rzeczy. Laptop, ubrania, książki i wiele
przedmiotów, o których nie będę wspominać. Zrzuciłam to wszystko z łóżka,
oprócz laptopa. broń Boże! I po prostu się na nie rzuciłam. Znowu zasnęłam. Obudził
mnie - można to nazwać - huk. Wleciałam
do pokoju Wiktorii i urządziłam mini mini-awanturę. Wiktoria poszła na zajęcia
a ja stwierdziłam, że pójdę do lekarza z tą nogą, która teraz w ogóle mnie nie
bolała. Nie pasowało mi to.
-Dzień dobry panie Dziki!
-Witaj Dominiko! Co się stało?
-Wczoraj na meczu upadłam tak nie
fortunnie że zrobiłam coś z nogą. Na pierwszy rzut oka to podobno skręcony staw
skokowy. Problem w tym że ta noga już w ogóle mnie nie boli! Mógłby pan? Doktor
oglądnął moją kostkę i stwierdził:
-Zwykłe naciągniecie mięśnia . Faktycznie
wyglądało to na skręcenia stawu, ale jest okey.
-To dobrze.
-Ale musisz się oszczędzać. -
zastrzegł na co przewróciłam oczami.
-Dobrze. Ile płacę?
-Na mój koszt.
-Niech się pan nie wygłupia! -
wykrzyknęłam.
-Za to że ostatnio pomogłaś mojej
córce.
-Dziękuję. - powiedziałam. - W końcu
będę miała na paliwo do motoru.
-To ty nadal go masz?
-No tak. Stwierdziłam, że mi się
jeszcze przyda! Muszę już lecieć. Do widzenia!
-Oszczędzaj się!
-Dobrze.-powiedziałam wychodząc z
gabinetu.
POPOŁUDNIE:
-Hej! Jestem!
-A mnie nie ma! - krzyknęła Wiktoria.
-Zabawna jesteś.
-Jak wykład?
-Nie mów że interesujesz się
biologicznymi podstawami zachowań !?
-No nie za bardzo. Zamawiamy
wieczorem pizze?
-Nie będzie mnie!- krzyknęłam
wchodząc do pokoju ściągając bluzkę.
-Gdzie się wybierasz?
-Zostałam zaproszona na kolację
przez pewną osobę.Wiedziałabyś wcześniej jak byś ze Spodka nie uciekła...
-Konstantin zaprosił cię na
kolację?- zaczęła skakać
-Owszem.
-Szykuję się romans!- powiedziała z
przekonaniem
-Nie bądź tego taka pewna.
-Mam nadzieje że to nie następny
koleś bawiący się uczuciami naiwnej laski.
-Nie jestem naiwną laską.- odrzekłam
z oburzeniem .
-Może troszkę...
-Co?
-Nie, nic nic. Pokaż! Pomogę ci coś
wybrać do ubrania .
-Pobaw się w osobistego stylistę.
-Jestę osobistę stylistę. - zaśmiała
się sztucznie Wiktoria. Myślała, że mnie nabierze na to, że dobrze się czuje.
Najgorsze jest to, że nie wiedziałam co się stało. Porozmawiam z nią wieczorem.
Teraz i tak niczego z niej nie wyciągnę. Muszę ją jakoś podejść... Usiadłam na
łóżku, a Wiki otworzyła moją szafę.
-Buty?
-Trampki.
-Zielone?
-Fioletowe.
Czarne spodnie bluzka z kotem Sylwestrem
i czarna skórzana kurtka leżały na mojej głowie.
-Ty ciołku! - krzyknęłam na nią.
-Dziękuj mi i wielb mnie!
Siedziałam na kanapie, a Wiki przy
oknie.
-Słyszałaś że będą jakieś nowe
dziewczyny w klubie.
-Co? Znowu? -zapytałam z
niedowierzeniem.- Mam nadzieje, że coś potrafią nie jak tamte.
-Pamiętasz jak jedna z nich za serwowała
prosto w twoją głowę ?
-Guza mam do teraz. - uśmiechnęłam
się.
-Jak się wnerwiałaś. - zaśmiała się.
-Dziwisz się jeszcze?
-Leć lepiej bo twój kochaś
przyjechał. - rzekła patrząc przez okno. -Teraz to ty wróć lepiej na noc.
-O to się nie musisz martwić. Pa.
Przywitałam się z Kostkiem, cały
wieczór mogę zaliczyć do bardzo udanych. No może oprócz tego Mateusza. Nakopię
mu kiedyś do dupy. I jeszcze Wiki, wymyśliłam, żeby zadzwoniła do Grześka
jutro. On chyba coś kombinuje... I bardzo dobrze. Niech kombinuje, ale tak,
żeby moja przyjaciółka była szczęśliwa. Po obejrzeniu komedii poszłyśmy spać.
Wiktorii chyba się troszkę polepszyło po tej rozmowie, chyba jej troszkę
pomogła. Cieszę się z tego.
*********
Najlepszym przyjacielem jest ten,
kto nie pytając o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość.
**********
PERSPEKTYWA GRZEŚKA:
Obudził mnie przeciągły dzwonek, ktoś dobijał się do moich
drzwi.
-Nikogo nie ma w domu! - wykrzyknąłem nie otwierając oczu.
Dzwonek nie ustawał.
-Cholera, kimkolwiek jesteś zginiesz. - powiedziałem zmierzając
w kierunku drzwi. Kiedy je otwarłem moim oczom ukazał się uradowany Igła.
-Cześć Grzesiu! Obudziłem cię? Jeśli tak to przepraszam, ale
mnie to zaskoczyło! Swoją drogą nie wiedziałem, że ona jest aż taka ładna! Jak
się uśmiecha to sam cud miód, musisz mi ją przedstawić! Ale ona jest chyba
bardzo w ciebie zapatrzona z resztą tak jak ty w nią. Mam nadzieję, że się wam
ułoży! - wyrzucał z siebie słowa z prędkością światła. Do mnie wszystko nie
docierało jeszcze, kilka minut temu wstałem.
-Krzysiek o czym ty mówisz? Wstałem przed chwilą i...
-A to ty jeszcze nic nie wiesz? Poza tym już dawno trzeba było
wstać! Jedenasta już jest! Ale dobra, patrz co ci przyniosłem! - przerwał mi i
rzucił jakiś brukowiec na stół.
-Co? - wziąłem gazetę do ręki. Na pierwszej stronie widniało
wielkie zdjęcie z mojego spotkania z Wiki. "Miłość Kosoka w rodzinnym
mieście" grzmiał nagłówek. " Więcej czytaj na stronie 3." Z miną
'wtf' otwieram gazetę na wskazanej stronie, a moim oczom ukazują się zdjęcia
jak wychodzimy z knajpki, siedzimy w samochodzie, idziemy na spacer, otulam ją
kataną... Kiedy oni to zrobili przecież... Przecież nikogo tam nie było.
Usiadłem w fotelu, Ignaczak zrobił to samo. Zacząłem czytać obszerny artykuł.
"Grzegorz Kosok, reprezentant Polski i siatkarz polskiego klubu Asseco Resovia
Rzeszów powrócił kilka dni temu do swojego rodzinnego miasta - Katowic. Powodem
była dziewczyna. Dotarliśmy do jej znajomych, którzy potwierdzili, że jest ona
w związku ze sportowcem. -Oboje wpadli po uszy, poznali się przypadkiem, w
Katowicach, kiedy Grzesiek odwiedzał rodziców. Powiem tylko, że są ze sobą
szczęśliwi. -zdradza nam przyjaciel dziewczyny." skończyłem czytać te
bzdury. Przyjrzałem się jeszcze aż zdjęciu, na którym otulam ją kataną. Wiki
szeroko uśmiechnięta, ja też, przytulony do jej pleców. Oczywiście
'przypadkiem' podczas zakładania katany.
-Grzesiu, teraz to ty jesteś gwiazda medialna! - śmiał się
Ignaczak.
-Niestety, ani jedno słowo z tego artykułu nie jest prawdą. Nie
jesteśmy razem, dostałem od niej w twarz.
-Jeśli coś jej zrobiłeś to musisz przeprosić. Nic ci nie da
siedzenie w domu i użalanie się nad sobą. Jak raz nie wyrzuciłem śmieci to
Iwonka śmiertelnie się obraziła. Uznała, że olewam jej prośby! Kupiłem jej taki
wieeelki bukiet jej ulubionych kwiatów. - zobrazował to robiąc rękami wielkie
koło. -Dopiero wtedy powiedziała, że się nie gniewa.
-A co ja mam zrobić? - zapytałem bezradnie.
-A dlaczego dostałeś w twarz?
-Nie wiem.
-Jak można nie wiedzieć za co dostało się z liścia?
Wytłumaczyłem Krzyśkowi co się stało.
-Może doszła do wniosku, że popełniła błąd.
-Nie rozumiem.
-Mam na myśli to, że nie chciałam wyjść na łatwą dziewuchę,
która wskakuje sławnemu siatkarzowi do łóżka dla kasy. - zamyślił się. Pierwszy
raz chyba widziałem jak on tak intensywnie myśli. Czyli jednak czasami używa
tego swojego mózgu...
-Ale przecież tylko się całowaliśmy.
-Ale to pierwszy krok do poważniejszych rzeczy. Albo się
przestraszyła.
-Mnie?
-Nie ciebie, tylko tego, że jesteś znany, może nie lubi wokół
siebie medialnego szumu. - to co powiedział miało sens.
-Nie myślałeś o tym, żeby po zakończeniu kariery sportowej
zostać psychologiem? - zapytałem.
-Nie, ale rozważę to. - zaśmiał się. - Dobra lecę, bo muszę
Dominikę zaprowadzić do przedszkola! Ma dzisiaj na 12 i jej to obiecałem. -
uśmiechnął się.
-Jasne, dzięki. - zamknąłem za nim drzwi. Zacząłem zbierać się
na trening. Jeszcze dużo czasu, ale muszę się przewietrzyć. Pójdę dłuższą
drogą.
Kiedy wszedłem do szatni nastała grobowa cisza.
-A wam co się stało? - tacy zawsze rozwrzeszczani, a teraz...
-Nic. - odparł Maciek.
-Skoro tak uważacie. - założyłem spodenki koszulkę i zacząłem
wiązać buty.
-Byłem ostatnio z Olą... - nie skończył, bo Igła szturchnął go w
ramię. Piter nawet nie zareagował.
-Ej, czemu go walnąłeś? - zapytałem.
-Przypadkowo to było.
-To było zamierzone, czy wy coś kombinujecie?
-Nie skąd! No chłopaki chodźcie szybko. - wszyscy wylecieli jak
poparzeni. Tylko Olieg siedział i uważnie mi się przyglądał.
-Nic po tobie nie widać. - stwierdził.
-Czego nie widać?
-Że doznałeś zawodu miłosnego. - ładnie to ujął. Dostanie w
twarz od dziewczyny, w której jesteś zakochany od dzisiaj nazywa się zawodem
miłosnym. Hm... w sumie to prawda.
-Skąd ty... Krzysiek. Czy on się kiedyś zamknie? - przewróciłem
oczami.
-No Krzysiek, co zamierzasz zrobić?
-Spróbuję dzisiaj grać takie floty, których nie odbierze. -
zaśmiałem się.
-Wiesz, że nie o niego mi chodzi. - mówił cały czas spokojnie.
-A o kogo? - myślałem, że udawanie głupka coś da i Achrem da mi
spokój.
-O tą dziewczynę. - wyjął z torby gazetę. Boże wszyscy ją mają?
-Co z nią?
-Nawet na zdjęciach widać jaki jesteś w nią wpatrzony.
-Olek ja...
-Ty musisz się postarać, a nie użalać nad sobą. - przerwał mi. -
Nikt tego za ciebie nie zrobi. - wyszedł z szatni. Cholera! Wszystkim fajnie
się gada, zrób coś z tym, ale co?
Wyjąłem telefon z torby i napisałem do Dominiki: "O której jutro
kończy Wiki i jakie są jej ulubione kwiaty?"
-Grzegorz chodź. - nagle wpadł Wojtek.
-Idę już. - poszliśmy do głównej części hali.
-Kosa, cieszę się że raczyłeś do nas przybyć. - ups, trener
wkurzony.
-Przepraszam.
-Dobra chłopaki, niedługo gramy mecz. To początek Plusligi
trzeba się sprężyć każdy punkt jest ważny. Dzisiaj zaczniemy od dziesięciu
kółek, tak na rozgrzewkę. Po wykonaniu okrążeń dogrzaliśmy się i zaczęliśmy
ćwiczyć zagrywkę. Pierwsza w siatkę, druga w aut, trzecia nareszcie w pole. Po
zagrywkach przyszedł czas na ataki. Na koniec zagraliśmy sobie 'mecz'. Igła był
w przeciwnej drużynie, Piter ze mną, na rozegraniu u nas Maciek... Olieg
serwuje, wystawa do mnie, ale nie skończyłem, 'przeciwnicy' wyprowadzają atak,
ale skutecznie z Piotrkiem blokujemy. Moja kolej na serwy. Biorę rozbieg i...
piłka spada tuż przed Igłą, mimo że wyciągnął się jak długi, nie wybronił.
-Zaczynasz swoją zemstę? - zaczął się śmiać.
-Mnie podejrzewasz o takie rzeczy? - też sie śmiałem idąc za
linię końcową. Tym razem przyjęli, a nam nie udało się wybronić... Serwował
Nikola.
-Aut! - krzyknęła moja drużyna.
-As był! - darł się ze śmiechem Ignaczak.
-Jaki as? Aut był!- powiedział Achrem.
-As!
-Aut!
-As! Ja proszę o challenge! - zaśmiał się Krzysiek.
-Przykro mi Krzysiu, kamery nie były włączone.
-Jak to nie? Co ja teraz zrobię? Jestem przerażony i załamany
zaistniałą sytuacją! - udawał zdołowanego. Po chwili wszyscy składaliśmy się ze
śmiechu po tym jak Igła z Paul'em odtańczyli salsę z niewiadomych powodów. Na
to zacząłem tańczyć z Piterem i Grzybem Ai se eu tu pego, a Nikola, Achrem,
Dobrowolski i Tichacek odwalili Macarenę.
-Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie.... - zaczął
śpiewać Zibi. Dołączyliśmy do niego i już po chwili w całej hali niosło się
'dobrze to wie, że porwę ją i schowam w sercu,na dnieeeeee'. Na to wszystko
wszedł Kowal.
-Nie było mnie dziesięć minut, a wy już zamiast grać tańczycie i
śpiewacie?
-Trenerze, ale to był wysiłek! Można to zaliczyć pod trening! -
mówił Ignaczak.
-Widzę, że z wami nic więcej się nie da zrobić. Idźcie już.
Tylko na następnym treningu pełna mobilizacja! - krzyknął za nami.
Wszedłem do szatni i usiadłem na ławce, nie chciało mi się
przebierać.
-Grzesiuuuuuu! Co ty tak siedzisz? - zapytał Ignaczak. No tak,
za cicho było musi chłopak coś powiedzieć.
-Nic mi się nie chce.
-Aaaaa nie chcesz jechać do swojej dziewczyny? - rozejrzał się w
poszukiwaniu swoje tarczy antyrakietowej, którą był Grzyb.
-To nie jest moja dziewczyna. - wstałem i zacząłem się
przebierać.
-A co? Już narzeczona? Ja nie wiedziałem, że tobie tak się
spieszy, ale ej... Mogę być twoim drużbą? Przyniosę obrączki i będę sypał
kwiatkami! - zgrywał się.
-Igła, ja już koszulek Kosy nie będę na siebie przyjmował. -
śmiał się Wojtek.
-Ja już nie będę rzucał. Zaraz się zbieram, muszę jeszcze
zadzwonić do...
-Swojej narzeczonej? - krzyknął libero co wywołało salwę
śmiechu.
-Ja jeszcze mogę tą koszulkę wyciągnąć jak tak bardzo tego
chcesz. - udawałem, że otwieram torbę.
-Nie Grzesiu! Wybacz! Wszystko tylko nie twoja przepocona
koszulkę. - znakomity z niego aktor.
-Foch forever wychodzę! - uniosłem głowę i odwróciłem się.
-O losie! Jak ja zniosę foch Grzegorza K.? Nie mogę po prostu
zaraz się rozpłaczę! - Ignaczak opadł na ławkę.
-Może ci wybaczę, tylko daj mi już spokój. - powiedziałem ze
śmiechem, bo nie wytrzymałem.
-Jest nadzieja! Wybacz mi i bądź miłosierny! - wykrzyknął
rzucając się na kolana. Znów wszyscy się śmiali.
-Dobra, wybaczam ci, znaj me dobre serce, a teraz cześć
wszystkim, wychodzę.
-Czekaj, też idę. - Piotrek zapinał swoją torbę. Wyszliśmy przed
halę.
-Jedziesz jutro do niej? - zapytał.
-Chyba tak. Poczekaj. - wyjąłem telefon i zauważyłem nową
wiadomość. "Lilie, 15:30. Powodzenia :-)" pisała Dominika.
Uśmiechnąłem się.
-Jadę.
-A wiesz co zrobisz? - dopytywał.
-Chyba wiem, ale nie powiem. Muszę lecieć do kwiaciarni. Na
razie. - poleciałem szybko do domu i zadzwoniłem do katowickiego ‘Fiołka’.
**********
Czasem, choć nasza decyzja jest słuszna, czujemy się podle, gdyż
wiemy, że skrzywdziliśmy inną osobę.
**********
PERSPEKTYWA KONSTANTINA:
Cały dzień
nie robiłem dosłownie nic, czekałem tylko na to, żeby wsiąść do auta i jechać
do Dominiki. Wreszcie nadeszła ta godzina i wyruszyłem. Podjechałem pod jej blok. Nie musiałem długo czekać. Wyszedłem
z auta by otworzyć jej drzwi.
-Cześć. Ślicznie
wyglądasz.- powiedziałem przytulając ją.
-Cześć. Dziękuję. To jak? Gdzie
idziemy? - spytała patrząc mi w oczy.
-Nie znam zbyt dobrze Katowic. Liczę
na ciebie.
-Hmmm...Możemy iść do La Sopressy.
Co ty na to?
-Jedno pytanie.
-Mianowicie?
-Gdzie to jest?
-Jedź ja cię poprowadzę. - odrzekła
z bananem na twarzy.
Weszliśmy do restauracji. Usiedliśmy
przy stoliku jak najdalej od drzwi.
-Czym się interesujesz? Oprócz
sportu rzecz jasna. - zagaiłem.
-Fotografia, motory i uwielbiam gry.
Dla niektórych to dziwne, że dziewczyna się takimi rzeczami interesuję. Ale
nic na to nie poradzę. Ja cię chyba zanudzam, co? -powiedziała z
uśmiechem.
-Nie. No co ty.
-Jasne jasne.
-Wiesz co?
-Słucham? - odpowiedziała pytaniem
na pytanie.
-Masz śliczne oczy.
-Bo się zaczerwienie! - zaśmiała
się.
-To się czerwień. Lubię na to
patrzeć.
-Jesteś okropny. - udała focha.
-Mam swoje momenty.
-Chyba zbyt często.
- W tym momencie sugerujesz, że
jestem okropny cały czas i to mnie obraża. - powiedziałem z udawanym
oburzeniem.
-No chyba się nie obrazisz.
-Tak obrażam sie! - tym razem to ja
udawałem fochniętego.
-Oj weź.
-Nie ! Jestem zły.-śmiałem się.
-Co mam zrobić?
-Przyjedź do Bełchatowa?
-Ale po co?
-Chciałbym cię znajomym przedstawić.
-Dobra. Postaram się przyjechać. Ale
z koleżankami. - zastrzegła.
-Z tą Wiktorią tak?
-Zależy czy będzie mieć czas. A
ostatnio jej go brakuje. Grzesiek mi koleżankę zabiera no...-powiedziała i
udawała rozpacz.
-Czyli między nimi to już tak na
poważnie?
-Wychodzi na to że tak. - upiła łyk
zamówionej kawy.
„Też bym chciał żeby z tobą było coś
na poważnie.” Już chciałem to powiedzieć, ale ugryzłem się w język. Siedzieliśmy
tam jeszcze około 2 godzin. Troszkę nam zeszło, gadaliśmy o wszystkim i o
niczym. Jadąc autem Dominika stwierdziła, że nie chce się jeszcze żegnać.
-Możemy iść na spacer.
-Oooo! To mi się podoba.- powiedziała
z entuzjazmem.
Przez chwilę oboje byliśmy cicho, po
czym Dominika zadała pytanie.
-Dlaczego zaprosiłeś mnie na
kolacje?
-A czemu pytasz?
-Odpowiedz mi!
-Podobasz mi się. Dobrze mi się z
tobą rozmawia i w ogóle. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Czemu się tak na
mnie patrzysz? Wiem że to głupie ale nic nie poradzę, że nie mogę przestać o
tobie myśleć.
-Zastanawiam się.
-Nad?
-Nad tym czy nie jesteś kolejnym
kolesiem, który chce się pobawić uczuciami naiwnej laski. I doszłam do
pewnego wniosku. Na pewno nim je jesteś.
-Dobrze myślisz.
Byliśmy pod jej blokiem .Odgarnąłem
jej kosmyk włosów z oczu. Zarumieniła się i spuściła wzrok. Złapałem ją w pasie
i przyciągnąłem do siebie. Jej mina zadawała pytanie ,,Co ty do cholery
robisz?''. Pocałowałem ją. Ona złapała mnie za kurtkę i jeszcze mocniej
przyciągnęła do siebie. Poczułem ulgę, że nie zarobiłem w twarz. Nagle ktoś
krzyknął.
-Kogo my tu mamy...
Odkleiliśmy się od siebie z
niechęcią.
-Czego tu chcesz?- zapytała
Dominika.
Facet był nachlany w cholerę.
-No co? Przyszedłem się z tobą
spotkać.
-Wyobraź sobie, że nie mam najmniejszej
ochoty Mateusz. Poza tym teraz zajęta jestem.
-Suka. - mruknął, ale ja to usłyszałem.
Chwyciłem go za szmaty i
przycisnąłem do ściany.
-Przeproś ją.
-Bo? - zgrywał kozaka.
-Zobaczysz.
-Konstantin puść go! On nie jest
tego wart. - powiedziała Dominika stojąc przy mnie. Popchnąłem go na ziemie i
kolesia już nie było. -Ja już pójdę.
-Czekaj. - zatrzymałem ją.
Jeszcze raz wziąłem ją w ramiona i
pocałowałem.
-Na dobranoc.
-Na dobranoc.-powiedziała i tym
razem to ona mnie pocałowała.- Napisz jak dojedziesz do domu.
-Dobrze.- pocałowałem ją w czoło i
puściłem.
Weszła do klatki a ja odjechałem. Nie
zapomnę tego wieczoru chyba do końca życia.
*********
Dzięki miłości człowiek może
rozwiązać generalny problem ludzkiego istnienia - przezwyciężyć uczucie
osamotnienia.
*********
Zapraszamy do zakładki 'Bohaterowie', gdzie możecie zapoznać się z Wiktorem oraz Natalią, a nawet Szymonem-bratem Dominiki.
Kolejny rozdział dla Was. Dzisiaj taki troszkę poważny tytuł, ale wydaje mi się, że on najlepiej opisuje całą zaistniałą sytuację. Pobawiłam się trochę wyglądem bloga. Podoba się? : )
Mamy mały jubileusz, to już 10 rozdziałów :D
Standardowo przepraszamy za błędy. Dziękujemy za 5000 wyświetleń i komentarze, które niezwykle nas motywują. Oczywiście liczymy na więcej ; )
Wasza Nobody♥
Kolejny rozdział dla Was. Dzisiaj taki troszkę poważny tytuł, ale wydaje mi się, że on najlepiej opisuje całą zaistniałą sytuację. Pobawiłam się trochę wyglądem bloga. Podoba się? : )
Mamy mały jubileusz, to już 10 rozdziałów :D
Standardowo przepraszamy za błędy. Dziękujemy za 5000 wyświetleń i komentarze, które niezwykle nas motywują. Oczywiście liczymy na więcej ; )
Wasza Nobody♥
Nie ma słów by opisać to opowiadanie, no po prostu nie da się tego wyrazić. Znakomity rozdział ! Czekam na kolejny ;* <3
OdpowiedzUsuńJeeeej dziękuję to naprawdę miłe :D
UsuńTak się cieszymy,że jejejejej nie wiem co mam powiedzieć ^^
Nie wiedziałam, że mogą się komuś te nasze 'wypociny' spodobać :>
Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały ! :* ♥ Mam nadzieje, że pojawią się jak najszybciej :D :) Pozdrawiam. Ba$ia. ♥
OdpowiedzUsuńDziękujemy : )
UsuńRozdziały pojawiają się co sobotę :>
Oooo, strasznie mi się podoba ten blog! :D Czekam na następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńmiloscisiatkowka.blogspot.com
Dzięki, właśnie szczerzę się do komputera, a rodzice na mnie dziwnie patrzą ^^
UsuńNa kolejny rozdział zapraszam w sobotę :>
Zapraszam na ósemkę ;3
OdpowiedzUsuńdzisiejszej-nocy.blogspot.com
Oooo Mamo...Jako ,że zaniemogłam z powodu Mojej choroby zrobiłam sb kilkudniowej wolne od matury,szkoły i całej tej majowej otoczki...przeglądałam sb blogi różne,różnise aż tu nagle taka wspaniała perełka!!
OdpowiedzUsuńKurde Gratulacje! Wgl opis z różnych perspektyw idealny...Również muzyka dużo oddaje realnośći!
I Oczywiście bd zaglądać częściej...a teraz troche prywaty:P
Mój blog co prawda nie opowiadania ,ale fotografia kiedyś meczowa...ale ze wzgledu na mature brak czasu więc zapraszam również do Mnie Onelovephotography94.blogspot.com ;)
Jeeeeej, dziękujemy. Takie komentarze naprawdę dużo nam dają. I radości i motywacji do dalszego pisanie. Świadomość, że ktoś to czyta i że to mu się podoba to jest.... no po prostu nie wiem co mam powiedzieć! Tak mi miło :D DZIĘKUJĘ BAAAARDZO :>
UsuńI na pewno wpadnę + szybkiego powrotu do zdrowia :*
Bardzooo fajny rozdzial, piszesz genialnie wiec caly blog (wzgledy artystyczne, przestrzene i wogole)jest fascynujący!! <333 TY wydaje mi sie ze tez
OdpowiedzUsuń;DDDD
;****
Pozdrawiam ;>